No, uczucia to mam, szczerze pisząc, mieszane. Swego czasu poniewierał się ten Kret nie tylko po Indiach, ale i po wszystkich blogach, naczytałam się pochwał i spodziewałam się nadzwyczajności. Nadzwyczajności nie było. Było... różnie.
Jeśli chodzi o Indie, to jestem nieco poduczonym laikiem. Tzn. sama nie byłam, ekspertem nie jestem, coś tam wiem, ale nie za dużo. Liczyłam, że relacja osoby, która w Indiach była wielokrotnie, w istotny sposób zwiększy moją wiedzę, ale tak się nie stało. Jakieś 3/4 informacji zawartych w książce jest na tyle podstawowych, że nawet ja je znam. Pozostała ćwiartka jest interesująca.
Poczytałam np. co nieco o Bhutanie, małym, odciętym od cywilizacji zachodniej, ale szczęśliwym kraju. Chętnie będę zgłębiać dalej ten temat. Dowiedziałam się, ile ciekawych rzeczy Hindusi umieją zrobić z - excusez le mot - krowiej kupy. Poznałam parę indyjskich mitów - a o tamtejszej mitologii niewiele wiem. Szczególnie wdzięczna jestem za historię o tysiącu polskich sierot adoptowanych przez maharadżę - kiedyś coś mi się obiło o uszy, ale zdążyłam zapomnieć. A jest to fakt na tyle fascynujący, że jeśli kiedykolwiek napiszę powieść, to będzie bazować na tamtych wydarzeniach.
Poczytałam np. co nieco o Bhutanie, małym, odciętym od cywilizacji zachodniej, ale szczęśliwym kraju. Chętnie będę zgłębiać dalej ten temat. Dowiedziałam się, ile ciekawych rzeczy Hindusi umieją zrobić z - excusez le mot - krowiej kupy. Poznałam parę indyjskich mitów - a o tamtejszej mitologii niewiele wiem. Szczególnie wdzięczna jestem za historię o tysiącu polskich sierot adoptowanych przez maharadżę - kiedyś coś mi się obiło o uszy, ale zdążyłam zapomnieć. A jest to fakt na tyle fascynujący, że jeśli kiedykolwiek napiszę powieść, to będzie bazować na tamtych wydarzeniach.
Z negatywów - drażnił mnie styl Autora, w tym obsesja odwoływania się do Krzyżaków, co chyba miało być zabawne (generalnie w miejscach, które miały być zabawne, zgrzytałam zębami), a także nazbyt łopatologiczny wykład. Brakowało jakiejś głębszej analizy, chociaż w sumie tytuł jej nie sugerował. "Moje Indie", czyli moje subiektywne obserwacje... Gdybym nie czytała wcześniej książki Marzeny Filipczak, z lektury wyciągnęłabym wniosek, że jedyną niedogodnością dla turysty w Indiach jest upał. No, ale Autor mieszkał w prywatnych domach, nie w hotelach, więc zna Indie pod nieco innym kątem. Jednak w takim przypadku chciałabym dowiedzieć się więcej na temat życia codziennego w tymże prywatnym domu, a takie informacje też pojawiały się skąpo.
Dalsze minusy odnoszą się w sumie bardziej do wydawnictwa - w bardzo wielu miejscach informacje się powtarzały - wydaje mi się, że wyeliminowanie takich niedociągnięć to rola redaktora właśnie. Co gorsze, sporo jest innych typowo redakcyjnych niedoróbek, np. na stronie 90. znajdujemy informację: "o tym więcej w o kobietach w Indiach" - rozumiem, że to odsyłacz do rozdziału dotyczącego kobiet w Indiach, ale nikt mi nie wmówi, że to poprawna składnia (zwłaszcza, że rozdział o kobietach nosi tytuł "Parę zdań o życiu kobiet w Indiach"). Więcej było takich kwiatków, ale dobiło mnie słówko "beszcześcić" (sic!), s. 95. Wstyd, Świecie Książki, wstyd.
Indie mnie interesują, ale jakoś od samego początku ta książka pachniała mi zbyt pobieżnymi informacjami, nie mogłam się przekonać do tego, że autor poznał tę kulturę w głębszy sposób. Choć pewnie gdyby mi przypadkiem wpadła w ręce, to bym przeczytała ;)
OdpowiedzUsuńBo to chyba właśnie taka pozycja - można ją przeczytać, jak będzie pod ręką, ale za mało w niej wartościowych informacji, żeby jakoś specjalnie jej poszukiwać. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń