17 lipca 2011

Literatura na ekrany! - Jane Eyre

Moje pierwsze zetknięcie z Jane Eyre było całkiem nieświadome. W wieku kilku lat oglądałam z rodzicami jakiś film i jedyne co z niego zapamiętałam, to scena, w której młoda kobieta spotyka szaloną żonę swego narzeczonego. Sporo lat później przeczytałam książkę i skojarzyłam bohaterów powieści z tamtym filmem. Do dziś niestety nie wiem, która to była ekranizacja, bo jest ich sporo.

Początkowo zamierzałam nawet obejrzeć wszystkie ekranizacje, które powstały, ale doszłam do wniosku, że zarżnięcie w ten sposób na amen jednej z ukochanych książek jest złym pomysłem... Poprzestałam więc na trzech dobrych ekranizacjach z ostatnich lat, a po resztę może kiedyś jeszcze sięgnę.

Skrót fabuły (jeśli jest jeszcze ktoś, kto nie zna dziwnych losów Jane):
Mała Jane Eyre to sierota wychowywana przez ciotkę, która jej nie znosi i dość szybko pozbywa się dziewczynki, oddając ją do szkoły z internatem. W szkole panują fatalne warunki, wiele dziewcząt umiera z powodu niezdrowego klimatu i niedożywienia, w tym ukochana przyjaciółka Jane - Helen Burns (to wątek autobiograficzny,  w podobny sposób Charlotte Bronte straciła dwie siostry). Kiedy Jane dorasta, znajduje pracę jako guwernantka w Thornfield Hall. Uczy tam małą Francuzkę Adele, wychowanicę pana domu, Edwarda Rochestera. Mimo jego nietypowego zachowania oraz różnic społecznych między nimi,  Jane i Rochestera powoli zaczyna łączyć nić sympatii,  i nie tylko. Jednak zarówno pan Rochester, jak i stare domostwo Thornfield Hall kryją ponure tajemnice...

Jane Eyre, reż. Franco Zeffirelli, 1996
Charlotte Gainsbourg


















Przez ponad 10 lat była to jedyna ekranizacja Jane Eyre, jaką znałam i uważałam ją za doskonałą, mimo kilku zbyt ckliwych scen. Jej ogromnym plusem jest pierwsza "dziecinna" część z młodziutką Anną Paquine (zdobywczyni Oskara za Fortepian) w tytułowej roli, która dla mnie jest Jane idealną. Dzieckiem milczącym, zamkniętym w sobie, ale niezwykle bystrym i nieprzeciętnym.

Charlotte Gainsbourg (też nie byle kto, bo córka Serge'a Gainsbourga i Jane Birkin) również jest w roli dorosłej Jane doskonale przekonująca. Książkowa Jane nie była pięknością i na szczęście filmowcy nie próbują tego obejść. Charlotte (i aktorki z wersji poniżej)  ma twarz bardzo interesującą i nieprzeniknioną, czasem wydaje się prawie-zupełnie-ładna, dopóki nie zestawi się jej ze śliczną buzią Blanche Ingram, czyli rywalki o względy Rochestera. (Dla dopełnienia plejady gwiazd - Blanche w tej wersji zagrała modelka Elle MacPherson.)

Film trwa 112 minut, więc siłą rzeczy został dość mocno obcięty  z wątków pobocznych. Dość rozbudowana (w porównaniu z innymi) jest część tocząca się w szkole, natomiast "dorosła" ogranicza się do clou, czyli relacji między Jane a Rochesterem.


Jane Eyre, miniserial z 2006 r.
Ruth Wilson















Ten czteroodcinkowy serial obejrzałam, bo nie mogłam się już doczekać nowej wersji z 2011 r. Początki były marne - dzieciństwo Jane zostało maksymalnie skrócone, wyszedł taki błyskawiczny przegląd najważniejszych scen: oglądanie książki, bójka z kuzynostwem, zła ciotka, czerwony pokój, rozmowa z dyrektorem szkoły, niesprawiedliwa kara w szkole, rozmowa z Helen, Helen umiera, cmentarz, koniec. W dodatku małą Jane gra Georgie Henley - czyli słodka, błękitnooka, pucołowata i gadatliwa Łucja z Narni. Nie pasowała mi straszliwie i miałam jak najgorsze przeczucia co do reszty, ale zostałam przyjemnie zaskoczona.

Ruth Wilson i Toby Stephens, grający Jane i Rochestera, są w swoich rolach świetni, całkowicie wiarygodni. Bohaterowie, nastrój (ech, te mgły na wrzosowiskach), zdjęcia, muzyka - wszystko pasuje. Historia, którą znam niemal na pamięć,  wciągnęła mnie z głową. Dość powiedzieć, że przy zakończeniu łkałam ze wzruszenia, a to się często nie zdarza.

Dzięki długości filmu część "dorosła" jest wierna oryginałowi - zachowano poboczne wątki z odwiedzinami u umierającej ciotki, Richardem Masonem, ucieczką Jane i pobytem u Riversów. Twórcy dodali nawet co nieco od siebie, np. wśród znajomych Rochestera znajdują się urocze bliźniaczki i zafascynowany nimi naukowiec. Sam Rochester jest dużo przystojniejszy niż w oryginale - ale w mroczny sposób, więc mu wybaczam - i nieco bardziej porywczy. Niektóre jego zachowania wydawały mi się tu nawet bardziej logiczne, niż po lekturze. Jedyne, co mnie nieco drażniło, to zbyt wiele wyrośniętej Adele.

Zdecydowanie ta wersja, mimo słabego początku, awansowała na pozycję najulubieńszej ekranizacji - tej książki i podobnych.

Jane Eyre, reż. Cary Fukunaga, 2011
Mia Wasikowski
















Najnowszej ekranizacji nie udało się przebić serialu omawianego powyżej. Po nieugietej w swym postępowaniu, lecz targanej wewnętrzną pasją Ruth Wilson, Jane Mii Wasikowskiej wydała mi się niestety dość nijaka. Bardzo młoda, nieopierzona osóbka, dość przemądrzała, choć sama jeszcze nie wie, czego chce od życia. Zupełnie mnie nie przekonała. 

Fabuła streszczona do 2 godzin filmu musiała zostać mocno poobcinana- w rezultacie miłość między Jane a Rochesterem zaczęła się nie wiadomo kiedy,  chyba od pierwszej rozmowy, co nie dodało jej wiarygodności. Miałam wrażenie, że Jane zakochała się w swoim chlebodawcy, bo był pierwszym mężczyzną, którego spotkała po opuszczeniu szkoły, a nie dlatego, że była między nimi jakaś szczególna chemia.

Część dziecinna bardzo krótka, ale niezła, nadal nie przebiła jednak  wersji z Anną Paquine.

Zaletą jest nielinearny sposób prowadzenia fabuły. Film zaczyna się sceną ucieczki Jane z Thornfield Hall, kiedy trafia pod opiekę St. Johna i jego sióstr. Jej wcześniejsze losy budują się ze wspomnień i retrospekcji. Film ma też piękne klimatyczne zdjęcia i doskonałą Judi Dench w roli Ms. Fairfax. Mocną stroną filmu jest umiejętne wykorzystanie ponurych korytarzy Thornfield i podejrzanych odgłosów zza ścian do stworzenia atmosfery klaustrofobii i zagrożenia.

**************

Z ciekawostek:
  • wg IMDB powstały 22 anglojęzyczne ekranizacje Jane Eyre, ale spotkałam się też z informacją, że wszystkich jest 27... Reżyser najnowszej wersji żartował, że istnieje niepisane prawo wg którego co pięć lat powinna powstać nowa ekranizacja;
  • w ekranizacji z 1943 r. pomniejszą rolę Helen Burns, przyjaciółki Jane ze szkoły, zagrała mała Elizabeth Taylor,
  • własne wersje nakręcili także Hindusi w 1952 r. (Sangdil) oraz Czesi w 1972 r. (Jana Eyrová);
  • w ekranizacjach z 1996, 2006 i 2011  r. Thornfield Hall "zagrał" ten sam budynek, czyli Haddon Hall w hrabstwie Derby (kręcono tam też mnóstwo innych filmów kostiumowych).

    Na koniec mała galeria z nieomówionych ekranizacji:


    Jane Eyre z 1970 r.

    Jane Eyre z 1973 r.
    Jane Eyre z 1983 r.
    Jane Eyre z 1997

    19 komentarzy:

    1. Ja jestem najbardziej przekonana do wersji z 1997 roku, Samantha Morton i Ciaran Hinds, idealni. Ale też w tej wersji przyczepiłabym się do kilku scen i rozwiązań. Również Ms. Fairfax z wersji 1997 w ogóle mi nie pasowała, taka dobroduszna, pucułowata ciocia, zupełnie nie tak.
      Ale faktem jest, że także tej wersji brakuje rozbudowania dzieciństwa Jane, które przecież stanowi dość długą i ciekawą część książki, w tym względzie wersja z Gainsbourg jest nie do pobicia.

      Najnowsza ekranizacja budziła moje wielkie nadzieje, zanim nie zastanowiłam się, jak też Mia Wasikowska może pasować do roli Jane. I wnioski były podobne, do Twoich wrażeń, jak osóbka tak niedojrzała z twarzy zagra Jane? Najwyraźniej wersja z Wasikowską i Fassbenderem cudem nie jest, ale i tak obejrzę z ciekawością, zobaczymy.

      OdpowiedzUsuń
    2. Liritio - chyba się w takim razie skuszę na wersję z 1997 r. Myślałam o niej, ale znajdowałam głównie negatywne recenzje - chociaż kilka zachwytów też było. W sumie przekonać się najlepiej samemu.
      Ale chyba trochę odczekam - obejrzenie najnowszej ekranizacji zaraz po serialu z 2006 r. na pewno wpłynęło na moją opinię. Kontrast między tymi dwoma Jane był zbyt duży. Inna sprawa, że komuś, kto nie jest jakimś wielkim fanem książki, interpretacja Wasikowskiej może nie przeszkadzać, a sam film jest całkiem zgrabny, więc może ocenić go znacznie wyżej niż ja.

      OdpowiedzUsuń
    3. Kocham "Dziwne losy Jane Eyre", po prostu kocham. Pamiętam jak dziś ponury, deszczowy dzień (niedziela), kiedy zaczęłam rano czytać i skończyłam wieczorem, z żalem robiąc przerwy na najbardziej podstawowe czynności życiowe ;)
      Obejrzałam jakąś ekranizacje i mini-serial, ale zapamiętałam tylko to drugie i jak wzdychałam do Rochestera :)

      OdpowiedzUsuń
    4. Lilithin - pod pierwszym zdaniem podpisuję się wszystkimi czterema kończynami :) Nie pamiętam dokładnie, kiedy przeczytałam Jane po raz pierwszy, ale jakoś w liceum. W dodatku pożyczyłam tom z biblioteki, w jakimś starym wydaniu, pochłonęłam i dużo później odkryłam, że to był drugi tom!!! :D Co oznacza, że przeskoczyłam całe dzieciństwo Jane opisane w pierwszym tomie i zaczęłam od razu od jej wyjazdu do Thornfield. Nie pamiętam, kiedy się zorientowałam, możliwe, że właśnie oglądając ekranizację z Gainsbourg odkryłam, że tam jest akcji jakby więcej ...
      Potem zakupiłam własne jednotomowe wydanie Dziwnych losów... i jest to dziś jedna z najbardziej zaczytanych pozycji na moich półkach.

      OdpowiedzUsuń
    5. Moja "jane Eyre" leży na półce od kilku miesięcy i patrzy na mnie z wyrzutem. Kilka dni temu porwała ją moja mama, która ją czyta ponownie po ponad dwudziestu latach i jest znowu zachwycona. Ona też zaczęła patrzeć na mnie z podobnym wyrzutem, no bo jak jej rodzona córka mogła nie przeczytać jeszcze takiej książki? Muszę się za nią wziąć jak ogarnę egzemplarze recenzenckie.
      Przeczytałam na jednym blogu (chyba w styczniu), że w pażdzierniku ma być nowa filmowa wersja Jane Eyre z Mią Wasikowską w roli głównej. Ta aktorka zaciekawiła mnie sobą w "Alicji w krainie czarów", więc chciałam ją zobaczyć w roli kostiumowej. Dzięki Tobie przypomniałam sobie o tym filmie i sprawdziłam, że na świecie premiera była w marcu (!). Nie muszę czekać do października ;)

      Powiedz mi, czy mogę popełnić to świętokradztwo i najpierw obejrzeć film? Czy jednak najpierw lepiej przeczytać książkę? ;>

      OdpowiedzUsuń
    6. Arsenka - o nie, tylko nie film najpierw! A już zwłaszcza nie wersja z Wasikowską. Ta wersja jest mocno skrócona, uproszczona i nie sądzę, żebym ja po obejrzeniu tylko jej miała szczególną ochotę sięgać po książkę. Ot, romans, może bardziej klimatyczny niż inne.
      A nawet gdybym sięgnęła, to znałabym już fakty, więc akcja książki nie budziłaby już napięcia. Większość znanych mi osób, które czytały Jane Eyre, naprawdę nie potrafiło odłożyć książki, bo MUSIAŁY wiedzieć co dalej... Bez sensu psuć sobie taką frajdę ;)
      Poza tym, Jane jest naprawdę ciekawą osobą, czego w filmie zupełnie nie widać. Mia jest Mią, a nie Jane (przynajmniej ja tak uważam, przy całej sympatii dla tej aktorki, świetnej w filmie "The kids are all right). Jeśli już koniecznie chciałabyś najpierw oglądać film, to raczej sugeruję te dwa pierwsze opisane w poście.

      OdpowiedzUsuń
    7. Też kocham "Dziwne losy Jane Eyre". Już nawet nie pamiętam ile razy czytałam tę powieść, ale książka jest już po prostu "zaczytana". Pamiętam za to moje pierwsze z nią spotkanie. Chodziłam wtedy do liceum. Ponura jesienna niedziela i pomysł mojej mamy abyśmy sobie coś na głos poczytały. Mama wyciągnęła z półki właśnie tę książkę. Czytałyśmy na zmianę do wieczora, a następnego dnia po przyjściu ze szkoły nie mogłam się już doczekać co będzie dalej i sama dokończyłam czytanie. Na zawsze pozostanie mi w pamięci tamto wspomnienie i pewnie też podwójnie zakochałam się w przygodach Jane.
      Co do ekranizacji to widziałam trzy. Pierwszej już nie pamiętam tak dawno to było. Nawet nie mogę przypomnieć sobie związanych z nią wrażeń. Drugą była ta z 1983 roku. Też już niewiele pamiętam, chyba nawet mi się podobała. A ostatnio oglądałam miniserial z 2006 roku. Ogromni mi się spodobał. Zarówno Jane jak i Rochester w pewien sposób odpowiadali moim wyobrażeniom. Może on był rzeczywiście zbyt przystojny, ale nie rzucało się to zbytnio w oczy. Za to zbyt mało pociągający wydał mi się St. John. Po lekturze wyobraziłam sobie, że kontrast pomiędzy nimi powinien być ogromny (oczywiście jeśli chodzi o urodę). A w tej wersji zdecydowanie bardziej podobał mi się Rochester.
      Nic nie słyszałam o nowej wersji. Pomimo Twojej niezbyt pochlebnej opinii chciałabym ją jednak obejrzeć. I muszę gdzieś odszukać wersję z 1996 roku.
      A tak w ogóle cieszę się, że trafiłam na Twój blog. Pozwolisz, że się trochę rozejrzę i może już zostanę.
      Pozdrawiam

      OdpowiedzUsuń
    8. Balbina - bardzo się cieszę, że chcesz się rozejrzeć po moim blogu - mam nadzieję, że znajdziesz tu wpisy, które Cię zainteresują :)
      Co do St. Johna, ja też po lekturze wyobrażałam go sobie jako bardzo przystojnego mężczyznę - taką chłodną surową urodą. O ile w tym miniserialu z 2006 r. jest... no, jaki jest... ale powiedzmy, że da się tam jakiejś urody dopatrzeć, to w najnowszej ekranizacji zrobili z niego jakiegoś uszatego szczurka z blond loczkami...Nie wiem, czemu filmowcy tak biednego St. Johna nie lubią ;)

      OdpowiedzUsuń
    9. Spuszczam oczy i ze wstydem wyznaję, że nie poznałam jeszcze "Dziwnych losów Jane Eyre". I czytając Wasze piękne wspomnienia poznawania tej powieści smutno mi, że mnie to ominęło. Dlatego uroczyście obiecuję sobie, że przy najbliższej możliwej okazji zabieram się za tą powieść a i później za wszystkie możliwe ekranizacje :)

      OdpowiedzUsuń
    10. Ala - przeczytaj koniecznie, takiej przyjemności nie można sobie odmawiać :)

      OdpowiedzUsuń
    11. I stało się. Obejrzałam ekranizację z 1996 roku. Niestety nie powaliła mnie na kolana. Co prawda część dotycząca dzieciństwa Jane zdecydowanie wg mnie lepsza niż ta w miniserialu z 2006 roku. Najbardziej rozczarowałam się spłyceniem losów Jane po ucieczce z Thornfield Hall. W ogóle nie przystaje to do powieści.
      Za to zarówno Jane jak i Edward przypadli mi do gustu. Mimo wszystko wolę jednak ekranizację z 2006 roku.

      OdpowiedzUsuń
    12. Balbina64 - ja też byłam zawiedziona, że ta ucieczka została skrócona - chociaż rozumiem, że po prostu by się nic więcej nie zmieściło. Ale zgadzam się - ekranizacja z 2006 r. jest najlepsza. A gdyby tak skleić dzieciństwo z 1996 i dorosłość z 2006? Wyszedłby majstersztyk ;)

      OdpowiedzUsuń
    13. No to ja też się zapisuje do klubu. Uwielbiam Jane Eyre. Czytam na zmianę po polsku i angielsku. Widziałam może nie wszystkie, ale wiele ekranizacji. Najbardziej jednak lubię tą Zeffirellego z Williamem Hurtem i Charlotte Gainsbourg. Ale tej najnowszej jeszcze nie widziałam :)

      OdpowiedzUsuń
    14. Ależ ciekawy post! Jane Eyre znam i lubię, ale w postaci książkowej, Ekranizacji żadnej nie oglądałam, o dziwo, a może oglądałam i nie pamiętam?
      Nadrobię kiedyś!

      OdpowiedzUsuń
    15. Moja pierwsza ulubiona książka; zakochałam się w samej postaci i klimacie po filmie z Charlotte Gaisbourg (ta muzyka!), książkę musiałam kupić obowiązkowo. Zdeklasowała moją ukochaną Godzinę pąsowej róży;)

      OdpowiedzUsuń
    16. Swietny artykuł! Twórczość sióstr Bronte należy do mojej ulubionej! Ekranizacji Jane Eyre widziałem parę a na nowej byłem w kinie! Wierzę, że będzie jeszcze wiele kolejnych, przecież to kalsyka w najlepszym tego słowa rozumieniu.

      Cieszę się, że tu zawitałem!

      http://dejmones.blogspot.com/

      OdpowiedzUsuń
    17. Ja też się cieszę, że zawitałam ;)
      Ostatnio znowu dopadła mnie ochota na odświeżenie sobie ekranizacji Jane Austen, ale zainspirowałaś mnie do obejrzenia innej Jane :)
      pozdrawiam

      OdpowiedzUsuń
    18. Trafiłam tu od Ysabell, gdzie toczą się dysputy o Jane Eyre, i z radością zobaczyłam, że ktoś tak jak ja najwyżej ceni sobie wersję z 2006, która dla mnie jest THE, zarówno jako adaptacja (scenariusz i dialogi - praktycznie bez zarzutu; po milionowym obejrzeniu nawet do Adele się powoli przekonuję, choć jest ona niewątpliwie najsłabszym ogniwem, choć dla mnie nawet nie przez pomysł na postać, ale głównie przez kostiumy), jak i jako postacie/aktorzy. Takiej chemii między bohaterami nie ma w żadnej innej wersji, jaką znam (oprócz opisanych w tym wpisie widziałam jeszcze Hindsa/Morton i Daltona/Clarke, a w planach mam jeszcze cztery inne, ale to już bardziej jako ciekawostki, bo wiem, że miniserialu 2006 nie mają szans przewyższyć ani nawet mu dorównać). Przy okazji pozwolę sobie zareklamować moją fangirlingową notkę o tymże mini: http://ferengis.blox.pl/2013/01/Edward-Rochester-byl-ogrem.html

      Pozdrawiam :)

      OdpowiedzUsuń
    19. Anonimowy26.1.13

      I love уоur blog.. verу niсe сolors & theme.
      Did you desіgn thiѕ webѕite yoursеlf oг
      ԁiԁ you hirе ѕomeone to dо it for you?
      Plz reply as I'm looking to design my own blog and would like to know where u got this from. cheers

      Also visit my weblog: get instagram followers now
      Check out my blog - get followers in instagram

      OdpowiedzUsuń

    Winter is coming... Tym razem w komiksie.

    Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...