Książki Pablo de Santisa mają w sobie TO COŚ. Prosty, chłodny styl, doskonale budujący napięcie. Trudno zdefiniować ich gatunek - można by je uplasować na pograniczu thrillera, ale primo - nie odda to ich sedna, secundo - skojarzenia z thrillerami amerykańskimi, a nawet skandynawskimi, które Wam się mogą nasunąć, będą zdecydowanie błędne. Pisarz pochodzi z Argentyny, ale jego twórczość leży na zupełnie innym biegunie niż kojarzony z południową Ameryką realizm magiczny - gorący, kolorowy, intensywny. Film nakręcony na podstawie powieści de Santisa powinien być czarno-biały, z dominującą atmosferą niepokoju, ale nie dusznego, raczej takiego, od którego ma się zimne dreszcze. Jeśliby posłużyć się metaforą, to "potwory" de Santisa nie wyskakują znienacka z szaf, wywołując tym palpitacje serca. Ale kiedy siedzimy na werandzie w piękny słoneczny dzień, możemy nagle poczuć na karku ich chłodny oddech.
Przechodząc do sedna - w Teatrze Pamięci pojawia się znany motyw człowieka pozbawionego pamięci, ale też całkiem nowy - pamięci pozbawionej człowieka... Główny bohater, dr Martin Nigro, pracował przez pewien czas w Fundacji Fabrizia, zajmującej się badaniami nad pamięcią. Kiedy został znienacka zwolniony, trafił na etat do szpitala. Tam pewnego dnia trafia pacjent z amnezją. Nigro próbuje mu pomóc, wikłając się jednocześnie w romans z jego byłą żoną. Powoli odkrywa, że jego pacjent ma pewne powiązania z Fundacją Fabrizia, a do tego ktoś próbuje go zabić. Co się naprawdę dzieje w Fundacji? Chcecie wiedzieć? Przeczytajcie.
Na razie uplasowałabym Teatr pamięci na drugim miejscu po Przekładzie tego Autora. Tutaj nie do końca usatysfakcjonowało mnie zakończenie, chociaż trzeba przyznać, że daje do myślenia. Nie można de Santisowi zarzucić banału i grania schematami - na szczęście. Przede mną jeszcze Kaligraf Woltera, który już czeka na półce, oraz Tajemnica Paryża, którą pewnie nabędę w oryginale, jak tylko przebrnę przez Zafona i udowodnię sobie, że potrafię.
Pablo de Santis
Teatr pamięci
Teatr pamięci
Muza 2007
ss. 134
Muszę przeczytać....myślę że mnie zainteresuje :-)
OdpowiedzUsuńZwróciłam na nią ostatnio uwagę, zostawiłam w przechowalni księgarni internetowej. Bardzo ciekawa recenzja, z chęcią przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kass
Ja czytałam właśnie kaligraf Woltera ale jakoś książka mnie nie zachwyciła, całkiem średnia. Teatr pamięci brzmi jakoś lepiej :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie spotkałam się z tym autorem. Twoja recenzja mnie zaciekawiła. Zapisałam sobie nazwisko i tytuły i poszukam w bibliotece.
OdpowiedzUsuńDla mnie zupełna nowość, nie miałam bowiem jeszcze do czynienia z tym autorem. Jednak po Twojej recenzji książka maluje się w moich oczach naprawdę pozytywnie i z wielką chęcią po nią sięgnę ;)Tym bardziej, że nie jestem fanką żadnych kryminałów, thillerów i horrorów, liczę na coś świeżego, nietuzinkowego i bez schematów. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie. A może polecasz inną powieść tego autora na początek?
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej książki autora, ale muszę przyznać, że zaciekawiłaś mnie! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :)
Piotr, Kass, Kamkap, Pandorcia - polecam :) Ale uwaga - to nie jest książka, która do każdego przemówi.
OdpowiedzUsuńJusssi - może Kaligraf Woltera jest słabszy? A może po prostu nie po drodze Ci z tym stylem - jest dość specyficzny, wiec nie każdemu musi się spodobać. Jak przeczytam Kaligrafa dam znać, czy w moim odczuciu Teatr pamięci spodobałby Ci sie bardziej. Pozdrawiam :)
Ala - wydaje mi się, że "Przekład" był jednak lepszy i warto zacząć od niego. Pozdrawiam :)