Niektóre książki się nie starzeją.
Robert Louis Stevenson
Wyspa Skarbów
Treasure Island
Kiedy w tawernie "Admiral Benbow" zjawia się stary pirat Bill Bones, młody Jim Hawkins nie podejrzewa nawet, że niedługo całe jego życie zmieni się o 180 stopni. Pirat umiera, w dramatycznych okolicznościach, a Jim zdobywa pozostawioną przez niego mapę prowadzącą do ukrytych skarbów. Przekazuje ją doktorowi Livesey'owi, a ten przy pomocy miejscowego dziedzica organizuje morską wyprawę na wyspę skarbów. Jim trafia na statek jako chłopiec okrętowy i wkrótce odkrywa, że nie wszyscy zaokrętowani marynarze godni są zaufania. Długi John Silver, kucharz okrętowy z drewnianą nogą, pozornie przyjacielski, podburza kamratów i spiskuje przeciwko kapitanowi. Livesey, dziedzic i Jim mają po swojej stronie tylko kilku ludzi. Jeśli chcecie się dowiedzieć, czy uda im się ujść z życiem ze statku, który właśnie zamienił się w pułapkę, trafić na wyspę i odnaleźć skarb, przeczytajcie. Świetna zabawa gwarantowana.
Klasyka powieści przygodowej - wciągnęła mnie tak samo, jak mojego tatę pół wieku wcześniej. Zachwyciła mnie nie tylko akcja, ale i doskonale odmalowane postaci piratów. Tak mnie wciągnął świat nieokrzesanych wilków morskich, że aż ciężko mi było zejść ze statku ;)
Książki wysłuchałam w postaci audiobooka po polsku, ale polskie okładki tej powieści są tak marne, że zamieszczam jako ilustrację starą i piękną angielską wersję.
Z ciekawostek, pomysł na tę książkę pojawił się, kiedy Robert Louis Stevenson narysował swojemu pasierbowi, Lloydowi, mapę do zabawy i opowiedział krótką historyjkę o piratach. Wkrótce zaczął tworzyć powieść, która najpierw ukazywała się w odcinkach w czasopiśmie "Young Folks" (1881-1882), a w 1883 została wydana w formie książkowej. Swoją drogą chciałabym usłyszeć ten szum, który by się podniósł teraz, gdyby w czasopiśmie dla dzieci zamieszczano tak krwawą opowieść...
Niepoprawna wielbicielka "Alicji w Krainie Czarów", zawyża poziom czytelnictwa, folguje nałogowi, uprawia tsudoku i hoduje dwa małe mole (książkowe). Poprzednia nazwa bloga (Jedz, tańcz i czytaj) zdezaktualizowała się - mam dzieci, nie mam czasu na nic, ale nadal czytam. Zamiast spać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Winter is coming... Tym razem w komiksie.
Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...
-
Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...
-
Cztery lata wierni czytelnicy Jeżycjady odczekali się na przyjazd Magdusi do Poznania. Ja też czekałam. Oczekiwanie dłużyło mi się niemi...
-
To mój najnowszy zakup, długo za mną chodził i wreszcie się skusiłam. Słownik obrazkowy wbrew pozorom nie jest przeznaczony wcale dla na...
Próbowałam przebrnąć gdzieś w okolicach późnej podstawówki i nie dałam rady...
OdpowiedzUsuńMoże to było za wcześnie? A może piraci to nie Twoje klimaty?
UsuńTo ksiązki z mojego dzieciństwa. Kocham takie powroty.
OdpowiedzUsuńA ja takie odkrycia :)
UsuńAż wstyd przyznać, że nie czytałam takiego klasyka. Ale nigdy nie jest za późno! :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że nie. Zwłaszcza że sama właśnie przeczytałam ją po raz pierwszy :)
Usuń