Malmsten z pewnością Francji nie dręczy i nie hańbi i jest bardzo daleko od głównego nurtu literatury przeprowadzkowej: "przeprowadziłem się do innego kraju i jacy oni tu są wszyscy dziwni". Jeśli ktoś spodziewa się drugiej Frances Mayes albo Petera Mayle'a, głęboko się rozczaruje. A chyba takie są oczekiwania większości czytelników, sądząc po blogowych recenzjach - głównie negatywnych. To prawda, autorka-narratorka przeniosła się ze Szwecji do Francji, ale jej powieść opowiada raczej o pielęgnacji ogrodu niż o szoku kulturowym. Chyba że za szok można uznać wysoką cenę wody w Finistere...
Bodil Malmsten
Cena wody w Finistere
Priset på vatten i Finistère
Wydawnictwo Literackie 2007
Zostałam całkowicie zaczarowana przez tę powieść i obiema rękami podpisuję się pod rekomendacją Kapuścińskiego na okładce. Popołudnie w ogrodzie - cisza, nic się nie dzieje, szumią drzewa, śpiewają ptaki, czasem wpadnie niespodziewany gość, z którym będzie się niespiesznie piło herbatę na zacienionej werandzie. Taka właśnie jest atmosfera tej książki. Streszczanie akcji nic Wam nie da, bo akcji tu niewiele, więcej nastroju.
Jednoczę się z wszechświatem, żadnej mistyki, zwykłe uczucie przynależności. Nic w tym dziwnego.
Jeśli mam się do czegoś przyczepić, to do drugiej połowy książki, gdzie na plan pierwszy wysuwają się problemy z napisaniem powieści. Właśnie tej powieści, "Ceny wody...". Malmsten właściwie nie chce jej pisać, robi to głownie z powodu problemów finansowych. Po pewnym czasie zaczęło mnie to irytować, zwłaszcza że miałam wrażenie, że te narzekania miały na celu głównie zwiększenie objętości dzieła. Jestem to jednak w stanie wybaczyć autorce, bo to jedna z tych magicznych książek, które mam ochotę przeczytać ponowne natychmiast po przewróceniu ostatniej strony.
Mam ogromną słabość do pisarzy, którzy nie są ani hurraoptymistami, ani czarnowidzami, ale potrafią doceniać piękno świata, nie zapominając przy tym o jego dramatach. Są wojny, ludzie giną, ale nadal wiosną kwitną kwiaty.
Nafaszerowane narkotykami dzieci wysyła się z karabinem w ręce na wojny plemienne, gdzie indziej sadza się je w brudzie na posadzce w śmierdzącej piwnicy i każe kleić tenisówki, dzieci głodują, są wykorzystywane — nie mogę powiedzieć, że o tym nie wiem. Ja wiem, wszyscy wiedzą, widzieliśmy zdjęcia, całą masę zdjęć (...). ... moje pokolenie niczemu nie zaradziło, znów na to pozwalamy, nie tylko w Afryce, wszędzie, pozwalamy, by to trwało.
Moje pokolenie miało wszystko: pigułkę anty-koncepcyjną, pracę i jasną przyszłość. Nie podzieliło się nią, zatrzymało dla siebie, na emeryturę. Skonfiskowało przyszłość następców — z lenistwa i egoizmu, nie pomnożyliśmy tego daru, zagarniając, ile się dało, zdefraudowaliśmy przyszłość, ukradliśmy ją. Moje pokolenie to pokolenie psychopatów — cudze cierpienie jest dla nas nierealne, nie czujemy go, jesteśmy tylko my i nasi: oczywiście. (...)
Wiedzieć, jak głęboka jest nasza wina, i mimo to żyć w pełnym słońcu, jechać samochodem przez wioski i miasteczka, do siebie, w stronę morza, zbliżać się do domu, mieć dom, do którego się wraca, wysyłać przekazy „Lekarzom bez granic", wrzucać pieniążek do skarbonki, w całym tym bezsensie żyć szczęśliwie, gdyż postawa odwrotna byłaby jeszcze większym bezsensem.
Wygląda na ciekawą. Mam nadzieje, że jak ją znajdę to po nią sięgnę ;]
OdpowiedzUsuńPs. śliczny blog ;]
Brzmi interesująco, ale nie wiem, czy mam ochotę na taką "filozoficzną" lekturę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Czytałam, dawno temu...
OdpowiedzUsuńhttp://mcagnes.blogspot.com/2009/11/cena-wody-w-finistere-bodil-malmsten.html
Chłodem wiało :)
Trochę tak, ale to taki chłodny front atmosferyczny znad Szwecji był ;)
Usuń