Nie przepadam za dziećmi. Na ulicy oglądam się za każdym psem i kotem, ale niemal nigdy za wózkiem. Nie żywię do nich szczególnej antypatii, po prostu cudze mnie nie interesują, a własnych jeszcze nie mam.
Na francuski dokument "Bebes" nie skusiła mnie wizja małych rączek, nóżek, paluszków i obślinionych mordek, ale aspekt kulturowy. Film opisuje - bez słów - rok z życia czworga dzieci, od urodzenia do pierwszych kroków: Ponijao z Namibii, Mari z Japonii, Hattie ze Stanów i Bayara z Mongolii.
Po filmie chcę mieć natychmiast gromadkę pociech, najlepiej każde z innym kolorem skóry... To o czymś świadczy prawda?
Pod względem kulturowym film jest fascynujący, pod względem wizualnym przepiękny - uczta dla oczu. No a jeśli chodzi o bohaterów - słodki. Słodszy. Najsłodszy.
Poza tym to kopalnia informacji. Okazuje się na przykład, że:
- papier toaletowy jest bardzo smaczny, jeśli się go dostatecznie długo i z przekonaniem mamle;
- kilkumiesięczne dzieci mogą pełzać na golasa po piachu i kamieniach oraz pić wodę z rzeki;
- wszystkie zwierzęta, włączając w to krowy, kozy i koguta, mają więcej cierpliwości do dzieci niż ja;
- można umyć dziecko za pomocą wylizywania albo własnym mlekiem;
- dwulatek jest w stanie zająć się młodszym rodzeństwem.
Bardzo podobały mi się obrazki z Namibii, uświadamiające, że tak naprawdę nie potrzeba niczego, żadnego przedmiotu, żeby wychować dziecko (no, dobra, zależy to nieco od klimatu) oraz z Mongolii, gdzie dziecko mogło swobodnie wypełznąć z jurty na trawę (i prosto pod krowie kopyta), od początku będąc częścią natury. W porównaniu z nimi, małe Hattie z USA i Mari z Tokio wydawały mi się całkiem odizolowane od świata zewnętrznego i pozbawione towarzystwa rówieśników.
Polecam bardzo gorąco, nie tylko wielbicielom szkrabów.
Bobasy/Bebes/Babies, reż. Thomas Balmes, Francja 2011.
Bobasy/Bebes/Babies, reż. Thomas Balmes, Francja 2011.
Bardzo chętnie obejrzę. A co do Twojej gromadki z różnymi kolorami skóry... Hahaha, to będzie chyba ciężkie wyzwanie, co? :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tym filmie jakiś czas temu i bardzo chciałam go zobaczyć! Cieszę się, że mi przypomniałać:)
OdpowiedzUsuńIzusr - no, łatwo ni będzie, i nie wiem, co T. na to powie... ;)
OdpowiedzUsuńPaula - zdecydowanie warto! Trwale poprawia humor.
Hahah, myślę, że może nie być zbyt zadowolony... ale w sumie, skoro zależy mu na Twoim szczęściu... :D
OdpowiedzUsuńRównież nie jestem miłośniczką dzieci.
OdpowiedzUsuńNie wzdycham na reklamach pampersów i nie oglądam się za wózkami.
Zdjęcia, które zamieściłaś są przepiękne i postanowiłam sięgnąć :)
Po raz kolejny mnie inspirujesz ;) Oczywiście, że obejrzę ! teraz,zaraz! ;)
OdpowiedzUsuńgdzie można zdobyć ten film?
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie tym filmem :) Zapowiada się przesłodko :)
OdpowiedzUsuńZauroczyłaś mnie, więc już jestem na etapie "zdobywania" go :). Podejrzewam, że będę równie rozczulona :).
OdpowiedzUsuńDosłownie przed chwilą obejrzałam ten dokument! Miałaś rację - najsłodszy film świata! :) Na początku się wkurzyłam, że nie ma napisów (jak miałabym zrozumieć cały film z moją bardzo mierną znajomością francuskiego), a tu się okazało, że dosłownie napisałaś, że jest bez słów ;)
OdpowiedzUsuńPrzezakochałam się w Mari z Tokio, sama bym sobie z chęcią takiego słodkiego dzieciaczka zrobiła ;) Szkoda, że nie ma szans na skośne oczy w moim przypadku ;)
Dziękuję za ten Twój wpis ;) Chodzę z uśmiechem na buzi ;)
Nie słyszałam wcześniej o tym filmie. Sama też się nie obracam za wózkami (za psami też nie), ale z chęcią obejrzałabym ten dokument. Chociażby po to, żeby zobaczyć, jak bardzo tzw cywilizowany świat ogarnięty jest manią higieny i bezpieczeństwa, podczas gdy w innych warunkach również dzieci zdrowo rosną i nic im nie jest :)
OdpowiedzUsuńIzusr :D
OdpowiedzUsuńBiedronka - myślę, że film i tak ma szansę Ci się spodobać :)
Mag - mnie pożyczyła koleżanka, więc w sumie nie bardzo się orientuję :/
Domi i Alina - jest przesłodki i wzbudza cała gamę pozytywnych uczuć :)
Przyjemnostki - :D A ja się zakochałam w Bayerze z Mongolii - te policzki! Scenę, kiedy siedzi na progu jurty i krzyczy "mama" mogę oglądać w kółko :) I małą Ponijao też była cudna - najmniej płaczliwe dziecko, jakie widziałam.
Lilithin - jest ogarnięty do szaleństwa. Wiem, że postęp na polu higieny uratował wiele istnień, ale chyba zaczynamy przeginać.
I mam dylemat. Bo sama też za dziećmi nie przepadam. Potrafię je docenić, to dzieci np. mojej siostry ciotecznej. Albo są częścią jakiejś reklamy:].Na ogół raczej mnie irytują (wiem, straszna jestem). Ale skoro też nie oglądasz się za wózkami, a jednak Ci się podobało, to chyba coś jest na rzeczy. Może sięgnę, żeby zobaczyć tę słodycz i obsesję na punkcie higieny, o której wspomniała też Lilithin.
OdpowiedzUsuńMilvanna - oj nie miej dylematu, oglądnij sobie :) Naprawdę jest słodki i bardzo bardzo ciekawy, a do tego skupia się tylko na nieirytujących aspektach rodzicielstwa :D Obsesji na punkcie higieny nie ma tam aż tak dużo - ale na boku da się zaobserwować. Różnicy w wychowaniu w USA i w Namibii przeoczyć się nie da. Swoją drogą kobiety i dzieci w Namibii wydawały mi się jakieś szczęśliwsze...
OdpowiedzUsuńWiesz, nie wiem jeszcze jak to wygląda w filmie, ale jak pomyślę, że jeśli miałabym wybierać pomiędzy taplaniem się w błotku oraz bieganiem wśród zwierząt a życiem w niemal sterylnych warunkach, to jako mały brzdąc wybrałabym pierwszą opcję:)
OdpowiedzUsuń