Ann-Marie MacDonald
Zapach cedru / Fall on your knees
Libros 2001
ss.558
Zapach cedru / Fall on your knees
Libros 2001
ss.558
To fantastyczna powieść z zupełnie mylącą okładką (tylko morze w tle ma coś wspólnego z treścią) i niezbyt udanym polskim tytułem. Zapach cedru rzeczywiście się w fabule pojawia, ale czy jego znaczenie jest aż tak istotne, żeby znalazł się on na okładce? Oryginalny tytuł: "Fall on your knees", czyli "Uklęknij", aczkolwiek nie najlepiej brzmi po polsku, to jednak bardziej współgra z treścią.
Przed Autorką sama zresztą jestem gotowa uklęknąć za stworzenie powieści, od której nie sposób się oderwać aż do ostatniej strony. Wypełnionej zapachem libańskich potraw i muzyką Harlemu, rodzinnymi tajemnicami i społecznymi przemianami, szumem oceanu, dziecięcym śmiechem, płaczem, krzykiem i grą na pianinie, wyuzdaniem i religijnością graniczącą z obłędem, przemocą i pożądaniem, rasowymi podziałami w mieniącym się wszystkimi odcieniami skóry świecie kanadyjskich imigrantów. Pięknej i strasznej historii życia czerech kobiet, opowiedzianej na przestrzeni pół wieku.
Akcja toczy się w I poł. XX wieku na wyspie Cape Breton w Nowej Szkocji, bardzo blisko Wyspy Księcia Edwarda, jednak atmosfera tego skalistego, pełnego kopalń węgla miejsca jest odległa o lata świetlne od rodzinnego ciepła Zielonego Wzgórza.
Na początku wieku młody Jakub Piper, pół Szkot pół Irlandczyk, stroiciel fortepianów, poślubia 13-letnią Materię Mahmoud, Libankę, która dla niego ucieka z domu i zostaje wyklęta przez rodzinę. Zauroczenie młodą żoną, zupełnie nie przygotowaną do małżeństwa, szybko się kończy i Jakub wkrótce wszystkie uczucia przelewa na córkę, Katarzynę, utalentowaną wokalnie piękność. Po dłuższym czasie pojawiają się na świecie także dwie siostry Katarzyny: Mercedes i Franciszka, a na samym końcu mała Lilia (ale nie Tamta Lilia, która umarła...). Ich ojciec szybko zostaje znienawidzony przez całą miejscową społeczność. Matka pogrąża się w dewotyzmie, który chroni ją przed ostateczną katastrofa umysłową. Ich małżeństwo to w mieszanina pożądania, nienawiści i pogardy, nikt nie jest w nim szczęśliwy. W tej atmosferze - pełnej chorych ambicji i sekretów - wychowują się dziewczęta. Do tego w tle toczą się nieustanne zawirowania społeczne - segregacja rasowa, strajki, prohibicja, epidemia hiszpanki, śmierć tysięcy młodych ludzi wysłanych do Europy na Wielką Wojnę.
Muszę przyznać, że zupełnie czegoś innego spodziewałam się po tej książce, czegoś bardziej... amerykańskiego w narracji. Tymczasem otrzymałam istny koktajl magicznego realizmu, typowego dla pisarzy iberoamerykańskich, soczystej prozy Amerykańskiego Południa i namiętności ujętej w chłodne pozory rodem z Wichrowych Wzgórz. Niesamowity język, misterna intryga, splątana, wielowątkowa fabuła, drażniąca atmosfera niepokoju i świetne kobiece portrety. Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić to tylko do niezbadanych wyroków genetyki, pozwalającej na istne wybryki natury pod względem karnacji dzieci w związkach mieszanych.
Lektura obowiązkowa - polecam.
Chyba się skuszę, zabrzmiało ciekawie, wpisuję na listę, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJuż słyszałam pochlebne opinie na temat tej książki :). Dołączam ją do mojej listy na ten rok ;).
OdpowiedzUsuńW podsumowaniu roku umieściłam tę książkę na liście siedmiu najlepszych. Byłam zachwycona,, jestem zachwycona :) również uważam, że okładka beznadziejna i tytuł polski niezbyt fortunny. Świetna rzecz:) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA miałam kiedyś tę książkę wypożyczoną, ale w końcu jej nie przeczytałam... O co chodzi z tą karnacją? :) Wiem, że istnieje coś takiego, że jeśli jedno z twoich rodziców jest czarnoskóre, to ty możesz wciąż być zupełnie biała. O to chodzi? :D
OdpowiedzUsuńStoi u mnie na półce i przeczytana jest już dawno. Tylko ja mam inne wydanie - kobieta na szarym tle. Wywarła na mnie ogromne wrażenie. Tragiczna historia, bardzo dobrze napisana.
OdpowiedzUsuńTo jest szaleństwo, ja miałam już nic nie dopisywać do listy :)
OdpowiedzUsuńNatknęłam się kiedyś na ten tytuł, kiedy miałam ochotę na sagi rodzinne. Coś musi w tej książce być, skoro wszyscy wypowiadają się o niej w samych superlatywach. Pasuje więc chyba wzmóc wysiłki w celu jej zdobycia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo mnie zaintrygowałaś, już myślałam, że nie dla mnie, ale dobrze, że zaznaczyłaś, że okładka i tytuł są bez sensu :) Ach, te wydawnictwa, czasem im odbija.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że tytuł "Uklęknij" i inna okładka zrobiłyby na mnie lepsze pierwsze wrażenie;)
OdpowiedzUsuńno jak napisałaś, że w pobliżu Wyspy Księcia Edwarda to powiało nostalgią, mam nadzieję, że ja też "fall on my knees" po przeczytaniu tej powieści ;)
OdpowiedzUsuńLotta i Maya - polecam :)
OdpowiedzUsuńThe book - ja też jestem zachwycona, a po książkę sięgnęłam po Twojej recenzji :) Przyznaję, że kilka dni po przeczytaniu nadal siedzi w mojej głowie, co się rzadko zdarza.
C.S. - natychmiast pożycz ją ponownie! :) Nie znam się na genetyce, na pewno wiele rzeczy jest możliwych. Jednak po matce Arabce te białoskóre rudowłose córki jakoś mi zgrzytały :) Pewnie to się zdarza, ale podejrzewam, że nie jest to jednak norma.
Przyjemnostki - ta szara okładka jest już lepsza, chociaż moim zdaniem nadal nawet w połowie nie oddaje ducha treści.
OdpowiedzUsuńTajemnica33 - heh, ja też tak mam, jak tylko zrobię przegląd blogów :D
Naia - zdecydowanie należy wzmóc wysiłki :) Podobno warto też sięgnąć po drugą książkę tej autorki "Co widziały wrony", której poki co bez powodzenia poszukuję.
Kornwalia - czasem mam wrażenie, że projektantowi okładki w ogóle się nie mówi, o czym będzie książka i potem powstają takie kwiatki. Ale ta książka ma chyba wyjątkowego pecha, bo okładki zagraniczne też jakoś nie powalają.
OdpowiedzUsuńScathach - ja sięgnęłam po nią tylko dlatego, że się naczytałam mnóstwa zachwytów. Gdybym miała oceniać po okładce, uznałabym, że to romans wyższych sfer ;)
Bsmietanka - ja też mam nostalgiczne podejście do Wyspy Księcia Edwarda. Ale trzeba przyznać, że WKE i Cape Breton w literaturze to całkiem przeciwstawne wizje - nieba i piekła.
To ja jestem chyba jedną z nielicznych, które się trochę rozczarowały tą książką. Właściwie to rozczarowała mnie końcówka i sama nie wiem dlaczego.
OdpowiedzUsuńAle już dużo, dużo bardziej podoba mi się "Co widziały wrony" tej autorki - to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w życiu!
P.S. co do karnacji to ja znam osobiście dziewczynę, której ojciec jest czarnoskóry, a ona całkowicie biała, tylko włosy ma skręcone (chociaż rude!), jej rodzeństwo też wygląda na białe. Ale, co najdziwniejsze, ta cecha - czyli czarna skóra, objawiła się w następnym pokoleniu, jedna z córek jej siostry (ojciec Polak) jest śliczną Mulatką :)
Wrzucam do schowka, brzmi pięknie.
OdpowiedzUsuńMania czytania - ja też bym wolała inne zakończenie, chociaż nie czuję się rozczarowana. Po prostu chciałabym, żeby było inaczej ;) Na Co widziały wrony poluję od dawna :) A co do karnacji - heh, jak widać nieskończona jest pomysłowość matki natury :) To już się nie będę dziwiła...
OdpowiedzUsuńAgnes - przeczytaj koniecznie :)