Oto niespodzianka! Sięgnęłam po dwuczęściową komedię dla nastolatek "Dziewczyny z St. Trinian", oczekując płytkiej rozrywki. (Mam słabość do filmów o pensjach dla dziewcząt, a ze względu na nadmiar pracy intelektualnej ostatnimi czasy ciągnie mnie w kierunku relaksu, który nie przemęcza szarych komórek - aż wstyd się tak publicznie przyznawać, jeszcze ktoś przeczyta). Rozrywkę otrzymałam, nie bardzo głęboką, ale przy okazji dowiedziałam się, że mam do czynienia ze zjawiskiem, które w Anglii ma kilkudziesięcioletnią tradycję. No, to postanowiłam się z Wami podzielić, a co! Nie będę taka samolubna :)
Dziewczęta z pensji St. Trinian nie są wytworem ostatnich lat, wbrew temu, co mi się wydawało. Narodziły się w głowie brytyjskiego rysownika Ronalda Searle'a, który w latach 40. stworzył serię absurdalnych komiksów o niegrzecznych uczennicach z wyjątkowo nieortodoksyjnej szkoły.
Bardzo szybko małe potwory ze szkoły St. Trinians wymknęły się twórcy spod kontroli i opanowały społeczeństwo angielskie niemal jak potteromania.
W 1954 r. powstała pierwsza ekranizacja "The Belles of St. Trinian's", w której podwójną rolę ekscentrycznej dyrektorki szkoły i jej brata zagrał mężczyzna - Alistaire Sim (co stało się tradycją - w ostatniej ekranizacji obie role zagrał Rupert Everett). Za nim poszły kolejne: "Blue Murder at St. Trinian's" (1957), "The Pure Hell of St. Trinian's" (1960), "The Great St. Trinian's Train Robbery" (1966) i "The Wildcats of St. Trinian's" (1980). Nie tracę nadziei, że uda mi się je obejrzeć.
Bardziej współczesne ekranizacje powstały całkiem niedawno - pierwsza część w 2007 r., druga w 2009. Reżyserii podjął się nie byle kto, bo Oliver Parker, który wcześniej ekranizował Szekspira ("Otello") i Oskara Wilde'a ("The importance of being earnest", a całkiem niedawno "Dorian Gray"). Odszedł dość daleko od pierwowzoru, wyraźnie uwspółcześniając treść - fabuła ma niewiele wspólnego z komiksem Searle'a. W jego szkole St. Trinian można spotkać reprezentantki wszystkich młodzieżowych subkultur, od przysłowiowych "blondynek", przez gotyckie wersje emo, po zapaleńców ekologicznych. Rupert Everett grający dyrektorkę szkoły - Camillę Fritton, wyraźnie wzorował się na Camilli Parker-Bowles. Dyrektorka jest zreszta uwikłana w romans z pierwszym mężem Wielkiej Brytanii - nie, nie księciem, ale premierem, granym przez Colina Firtha (ten film musiałam zresztą obejrzeć również dla niego).
Dziewczęta z St. Trinian piją, biją, demolują, kradną, pędzą bimber, który potem sprzedają oraz uczą się radzić sobie w życiu, wykorzystując wszystkie swoje atuty (cielesne też). Nauczyciele z dyrektorką na czele to zbiór niepoprawnych ekscentryków, którzy bynajmniej nie próbują temperować wychowanek (naiwni nosiciele kaganka oświaty szybko rezygnują z pracy). Kiedy pojawiają się kłopoty, uczennice stają jednak murem za szkołą. W pierwszej części muszą uratować szkołę od bankructwa, w drugiej - pomagają dyrektorce odnaleźć legendarny skarb Frittonów.
Przez film przewijają się młode gwiazdki, w tym Gemma Arterton, która w wydaniu chanelowskim prezentuje się znacznie lepiej niż jako księżniczka Tamina ("Książe Persji") oraz modelka Lily Cole ("Parnassus"). Na pierwszy plan wysuwa się Tallulah Riley (Mary z "Dumy i uprzedzenia"), a epizodycznie pojawia się ponoć Mischa Barton (nie zwróciłam uwagi).
Tych, którzy spodziewają się nieskomplikowanej komedii, uprzedzam, że jest to typowy przykład humoru brytyjskiego - mieszanka absurdu z dosłownością (i niech mi nikt nie mówi, że Monty Python to taki jest wyrafinowany i do dosłowności się nie zniża, bo obcinanie rąk i nóg, a następnie sikanie krwią z ran nie jest mu bynajmniej obce - pod tym względem St. Trinian to szczyt subtelności). Nie każdemu musi się podobać. Ja zostałam pozytywnie zaskoczona. Nie jest to arcydzieło, ale też nie udaje, że ma nim być. Poprawia humor oraz przekonuje, że kobieta może wszystko - posługując się bardzo różnymi sposobami. Piosenka przewodnia, wykonywana przez Girls Aloud, bardzo wpada w ucho (choć to muzycznie nie moja bajka), a tekst przyczepia się na stałe: "we are the best, so screw the rest, we do as we damn well please". Czasem człowiek ma ochotę wypisać sobie coś takiego na koszulce ;)
Uwaga - film jest całkowicie niepedagogiczny. Mnie nie zaszkodzi, ale kto go tam wie, jak wpłynie na młody umysł. Na wszelki wypadek nieletnim nie polecam. Reszcie - na własną odpowiedzialność. Sami wiecie, jaki macie poziom odporności na głupie komedie.
Oglądałam film i uważam że jest genialny! Najlepsze są dziewczyny produkujące "zabójczy bimber" :D
OdpowiedzUsuńzawsze się zastanawiałam czy warto obejrzeć :) a teraz, mimo swojej małoletności, obejrzę :)
OdpowiedzUsuńMuszę zobaczyć w wolnym czasie:P
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu zastanawiałam się czy to obejrzeć. Głownie przez pana Colina, którego wielbię i pana Ruperta, do którego mam jakąś dziwną słabość odkąd jako dzieciak obejrzałam "Mój chłopak się żeni". Może kieeeedyś;) Zaskoczyłaś mnie tym komiksem.
OdpowiedzUsuńMarta - :) Mnie najbardziej jednak zauroczył romans dyrektorki i premiera :)
OdpowiedzUsuńDominika i Alannada - ale żeby potem nie było na mnie :P
Milvanna - sama siebie zaskoczyłam :D Spróbuję go znaleźć, bo lubię czarny humor. Colina też wielbię, a Ruperta kojarzę chyba tylko ze Snu Nocy Letniej - ale dopiero tu udało mu się podbić moje serce.
Oto film dla mnie i na mój obecny humor ! Sesja mnie dobija, pogoda też, potrzebuję rozrywki łatwej, prostej i przyjemnej. No i jeszcze Gemma ! ;)
OdpowiedzUsuńDzięki za ten wpis, bo na pewno obejrzę ;)
Oglądałam pierwszą część i uważam, że była prześmieszna!
OdpowiedzUsuńPrzyjemnostki - cieszę się, że mogłam Ci coś przydatnego zaproponować :) Dobry film na czas sesji.
OdpowiedzUsuńDabarai - druga część wydaje mi się już znacznie słabsza, ale obejrzałam bez przykrości :)
Dla Colina obejrzałabym wszystko, ale na ten film czaję się już od pewnego czasu. Trzeba go będzie poszukać ;-)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam, że jest część druga. Koniecznie muszę ją obejrzeć. Pierwsza bardzo mi się podobała
OdpowiedzUsuńJa jak Kamkap - nawet nie zdawałam sobie sprawy z istnienia drugiej części :D I kolejna powtórka - mnie również pierwsza się podobała. :))
OdpowiedzUsuńEireann - to tak jak ja. Teraz 'must see' jest dla mnie King's speach :)
OdpowiedzUsuńKamkap i Hiliko - cieszę się, że się komuś przysłużyłam informacją :) Niemniej, tak jak pisałam wyżej - dwójka jest jednak słabsza.
Obie części mi się podobały :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś jeszcze nakręcą coś
Viconia - ja póki co planuję obejrzeć te stare wersje. Na pewno będą zupełnie inne niż współczesne, ale jestem ich bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńWłaśnie tymi starymi mnie zaciekawiłaś też :) Muszę poszukać ich :)
OdpowiedzUsuń