Majgull Axelsson
Dom Augusty
tłum. Katarzyna Tubylewicz
WAB, 2006
s. 448
s. 448
Wreszcie i ja miałam okazje spotkać się z tą wychwalaną na blogach Autorką, dzięki znalezionemu na bibliotecznej półce "Domowi Augusty". Przyznam, że oczekiwania miałam wysoko wywindowane, ale ocena końcowa nie jest jednoznaczna z zachwytem (i zdaję sobie sprawę, że jestem w tej opinii odosobniona). Gdybym miała to krótko podsumować, to powiedziałabym, że to bardzo dobra książka, ale nie całkiem dla mnie.
"Dom Augusty" to historia o błędach nieubłaganie powtarzanych w rodzinie, o porzuconych, niechcianych dzieciach, złych matkach, niekochanych kobietach i nieszczęśliwych związkach. O mężczyznach, którzy "muszą zaliczać dziewczęta" i kobietach, które muszą sobie radzić ze skutkami tego. Bohaterkami są trzy kobiety: Augusta, Alicja i Andżelika. Augusta to seniorka rodu, która w nieprzyjaznych samotnym kobietom czasach około wojennych, zupełnie pozbawiona bliskich, musiała radzić sobie z nieślubnym dzieckiem na ręku. Alicja - wnuczka Augusty, wychowana w pełnej, ale tylko pozornie szczęśliwej rodzinie, uległa młodzieńczej miłości, czego rezultatem była sroga pokuta za błędy. Andżelika - prawnuczka Augusty, to nieszczęśliwa, samotna szesnastolatka, dla której poszukiwania miłości i ciepła poza domem kończą się tragicznie...
Przyznaję, że tego typu fatalizm dziejowy to nie moja bajka - rodzinna "klątwa", z góry skazująca wszystkich członków rodziny na powielanie tych samych błędów, brzmiała rewelacyjnie u Marqueza, ale w innych dziełach już mnie nie zachwyca. O ile powtarzalność zachowań, przekazywanie określonych, destrukcyjnych w tym przypadku, skłonności i wzorców wydawały mi się jak najbardziej zrozumiałe i poprawne z genetyczno-socjologicznego punktu widzenia, o tyle dominujący nad tym wszystkim pesymizm, mylony z realizmem, irytował mnie. Tak się już jakoś przyjęło uważać, że jak ktoś dostrzega samo zło, szarość i brud, to jest realistą, a jak ktoś widzi piękno - to jest naiwniakiem, czyli optymistą. Bohaterów spotykają tylko złe rzeczy, jeśli nawet mieli jakiś przyjemny epizod w życiu, to jest on wspomniany zdawkowo. Augusta uważa, że "rzeczy są dane po to, by budzić żal" i to melancholijne podejście dominuje w całej fabule. Takie skupienie się tylko na ciemnej stronie życie wywołało u mnie po pewnym czasie zmęczenie swoją jednostronnością. Wszyscy bohaterowie są "źli", niesympatyczni. Początkowo myślałam, że może Autorka wyjątkowo nie lubi mężczyzn, bo co jeden, to pijak, damski bokser (z wyjątkiem Izaaka, który jest tylko pijakiem i to o złotym sercu) albo chociaż zdradza żonę, ale potem dostrzegłam że i żadna postać kobieca nie da się lubić. Augusta to excusez-le-mot gruba antypatyczna baba, tylko w chwilach ciężkiej młodości nieco bardziej znośna, Alicja -- egoistka skupiona tylko na sobie i swoich problemach, która dramat z młodości przeżywa całe swoje życie, a Andżelika -- bezmyślna nastolatka. Tę ostatnią można zrozumieć, można jej gorąco współczuć, ale lubić też niełatwo.
Drażniła mnie fabularna predestynacja - mężczyźni myślą tylko o jednym, a kobiety muszą przez to cierpieć i tak już po prostu jest, więc bohaterki są z góry skazane na życiowe niepowodzenie, zwłaszcza że historia lubi się powtarzać. Nie wierzę w całą rodzinę złożoną z jednostek identycznych charakterologicznie, z których nikt się nie wybił ani odrobinę oraz w brak choćby jednego człowieka spoza rodziny, zainteresowanego czymś więcej niż czubkiem własnego nosa (w przypadku bohaterów płci brzydkiej czubkiem innej części ciała). Chociaż wiem, że gdyby znalazł się ktoś, kto potrząsnąłby jedną z bohaterek i powiedział "patrz, kobieto, co robisz ze swoim życiem, świat nie kończy się na facetach, zajmij się czymś innym", to cała fabuła by się rozpadła i książka by nie powstała ;)
Mimo wszystko nie skreślam Axelsson, bo nie uważam, żeby to była "zła" książka. Chociaż z nielubianego przeze mnie "typu", jest doskonale napisana. Język bez skazy, bez żadnych potknięć (brawa dla tłumaczki). Bohaterowie wyraziści, prawdziwi. Fabuła świetnie zarysowana, przeszłość nie odsłania się od razu, ale rozwija powoli, ujawniając nowe szczegóły, które pozwalają zrozumieć teraźniejszość. Na półce czeka "Kwietniowa czarownica" i z pewnością dam jej szansę.
Ja chyba zacznę znajomość z autorką od innej książki, a tą zostawię sobie na później...
OdpowiedzUsuńA ja pierwszy raz tą książkę widzę na oczy. Może jeszcze trochę się przypatrzę a potem zdecyduję czy chcę po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twoja wyważona recenzja :] Na książkę nie mam ochoty, ale fajnie, że o niej napisałaś.
OdpowiedzUsuńEdith - nie sugeruj się za bardzo moją opinią, bo na innych blogach znajdziesz mnóstwo zachwytów nad "Domem Augusty". Ja po prostu nie lubię umartwiania się nad książką, niemniej na pewno jest to pozycja warta poznania, budząca wiele refleksji i po prostu dobrze napisana. Zresztą, z tego co słyszałam, chyba wszystkie książki tej Autorki są z grubsza o tym samym.
OdpowiedzUsuńAneta - jak poszukasz na innych blogach, na pewno się na nią natkniesz, to bardzo popularna ostatnio Autorka i zbierająca wiele pochwał. Może inne recenzje, te jednoznacznie pozytywne, zachęca Cię do lektury :)
Kornwalia - cieszę się, że ci się podoba, bałam się raczej że zostanę totalnie "zjechana" za szarganie świętości. Niemniej nie mogę udawać, że zachwyca, skoro nie zachwyca :)
Mnie zachwyca, M.Axelsson pisze chyba dla mnie, bo wszystko chłonę - co napisze. Faktycznie wiele smutku w tych powieściach i może dlatego nie każdemu przypadną jej książki do gustu. Mnie bardzo się podobają. Pierwszą książką jaką przeczytałam była "Kwietniowa czarownica" i potem czytałam każdą jej powieść.
OdpowiedzUsuńBeatrix - całe szczęście, że ludzie lubią różne książki, bo byśmy się zanudzili na tych blogach :D Przyznaję, że generalnie nie lubię smutnych książek, zbyt jestem depresyjna z natury i staram się tego stanu nie pogłębiać. "Kwietniowej czarownicy" jestem bardzo ciekawa :)
OdpowiedzUsuńKiedy tak czytam twoją recenzję, to mam wrażenie, że bardzo podobną z założeniach książką jest "Kwietniowa czarownica" - też o nieudanej rodzinie. Trzy siostry i kobieta, która opiekowała się nimi w dzieciństwie. Smutek, rozpacz, bezsilność - to chyba główne tematy Axelsson :)
OdpowiedzUsuńPaideia - też mi się tak wydaje, sądząc po opisach jej książek. Niemniej mam nadzieję, że w Kwietniowej czarownicy więcej będzie o toksycznych relacjach między kobietami, a mniej o stosunkach damsko-męskich. Podejście "wszyscy mężczyźni to łajdacy" trochę mnie już znudziło.
OdpowiedzUsuń