14 listopada 2011

Czytam klasykę! - Mój pierwszy Lem

Podobno Philip Dick twierdził, że "Lem nie istnieje, a jego nazwisko to skrótowy kryptonim specjalnej komórki założonej przez komunistyczny wywiad dla infiltracji środowiska s.f." (źródło).

Wydawało mi się to bardzo zabawne do momentu przeczytania Solaris. Nie, nie zacznę twierdzić, że Lem nie istniał ;) Niemniej przez pierwsze kilkadziesiąt stron książki rosło we mnie poczucie niedowierzania. Jak to, ta powieść ma 50 lat? Pół wieku? Polak ją napisał w głębokim PRLu? Przecież to jest jakaś nowość, prosto spod drukarskiej prasy. Dawno już nie czytałam czegoś tak niezwykle świeżego i odkrywczego. Jak się domyślacie - pierwsze rendez-vous z Lemem było nadzwyczaj udane i już się umawiam na kolejne.

Psycholog Kris Kelvin przybywa na niezamieszkaną planetę Solaris, gdzie znajduje się ziemska baza, a w niej trzech (?) naukowców. Napisałam niezamieszkaną? Właściwie ma jednego mieszkańca. To ocean, płynna forma, z którą nie można się porozumieć, a jednak trudno uznać ją za materię nieożywioną. Jego aktywność, przejawiająca się w najdziwniejsze sposoby, została starannie zbadana przez wielu "solarystów", zamknięta w niezliczonych tomach opracowań, a jednak nadal pozostaje zagadką. Do jakiego stopnia może zaskakiwać, Kris przekona się na własnej skórze, kiedy oko w oko spotka się z własną przeszłością.

Więcej o fabule pisać nie będę, bo ten tajemniczy ląd należy poznawać na własną rękę. To bardzo nietypowa powieść SF. Nie znajdziecie tu właściwie kosmicznych przygód, wiele jest natomiast niemal naukowych opisów oceanu (co za niezwykłą wyobraźnię posiadał Autor, że potrafił stworzyć tak trudny świat w tak drobnych detalach). Przede wszystkim Lem skupił się jednak na jednostce zamkniętej w odizolowanym miejscu, z dala od świata rządzonego znanymi regułami, postawionej w obliczu Obcego.

Jak pisał sam Lem, Solaris "...okazała się soczystym żerem dla krytyków. Czytałem jej omówienia tak uczone, że mało, co z nich sam rozumiałem." (źródło). Nie pokuszę się o interpretację. Dla mnie to powieść o próbie zrozumienia niezrozumiałego. O czym jest dla Was, musicie się przekonać sami.

Powstały dwie ekranizacje "Solaris". Jako pierwsza rosyjska, której niestety nie oglądałam, ale planuję, chociaż podobno Lemowi się nie spodobała (odbiega od oryginału). Druga - amerykańska z Georgem Clooneyem, którą oglądałam kilka lat temu. Dobrze ją wspominam, choć akcenty rozłożono w niej inaczej niż w powieści, skupiając się na wątku romansowym. Świetnie natomiast oddawała klaustrofobiczne poczucie zamknięcia i zagrożenia.

Solaris, reż. Steven Soderbergh, USA 2002
Solaris, reż. Andriej Tarkowski, Rosja 1972

13 komentarzy:

  1. Szczerze mówiąc nabrałam dzięki Tobie ochoty na to by jednak tą książkę przeczytać:) A nigdy, nigdy nie miałam jej w planach, bo z założenia i z zamiłowania nie jestem fanką s.f. Hmm... aż mnie to zdziwiło!:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo, trzeba to uczciwie przyznać, Lem wielkim pisarzem był! :) A ja jestem pełna podziwu za każdym razem, gdy czytam jakąś jego książkę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lem to pisarz przede mną, ale dziękuję za przypomnienie mi o tym, że muszę Go zacząć czytać:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty się bierzesz za klasykę? To ja też! Akurat ,,Solaris" mam na półce - w pięknym, starym i obitym w skórę wydaniu. Już teraz mam ochotę otworzyć to dzieło i zanurzyć się w lekturze, tak mnie zachęciłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się całkowicie. Czytałam "Solaris" już dawno i pamiętam, że zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. Klimat tej powieści jest hipnotyzujący.

    Rosyjską ekranizację oglądałam i - choć pewnie wielkim dziełem filmowym jest - ledwo wytrzymałam do końca. Jest za długa, a przez niepotrzebne dłużyzny, z których nic nie wynika, nudna (moje odczucie). Amerykańska jeszcze przede mną. A i do "Solaris" jeszcze raz chętnie bym wróciła.

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla mnie "Solaris" był początkiem zachwytu nad Lemem. Uwielbiam faceta. Nawet za wcześniejsze rzeczy - "Szpital przemienienia" czy "Śledztwo".To po prostu rewelacyjny pisarz.
    Niestety filmu nie widziałam, ale bardzo chętnie nadrobię zaległości :)
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Solaris" uwielbiam, genialna książka. Filmy oglądałam też, żaden nie oddaje ducha oryginału, ale oba są inne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Lem również przed mną :)Troszkę się go boję muszę przyznać, ale twoja recenzja trochę mnie uspokoiła :) W końcu rzadko u Ciebie gości fantastyka, więc to dzieło musi być wyjątkowe :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Paula - ja też nie jestem fanką SF, ale Lem to zupełnie inna jakość. Na pewno warto spróbować :)

    Ultramaryna - a jaką polecasz najbardziej? Zastanawiam się, po co teraz sięgnąć.

    Domi - warto :)

    Hiliko - ja też miałam Solaris na półce, ale niestety w starym wydaniu i wyjątkowo obszarganej oprawie ;) A czytanie klasyki popłaca, odkrywam same perełki :)

    Oleńka - ja mimo wszystko spróbuję obejrzeć ekranizację, bo jestem ciekawa. W amerykańskiej dłużyzn nie ma, o ile pamiętam, ale to nie jest bardzo wierna ekranizacja. Raczej potraktowano książkę jako punkt wyjściowy. Ale bardzo mnie zachęciła do zapoznania się z pierwowzorem.

    OdpowiedzUsuń
  10. The book - ja bardzo chcę przeczytać listy Mrożka i Lema. Twórczość Mrożka znam dobrze, ale uznałam, że warto poznać najpierw powieści Lema, a potem dopiero chwytać za korespondencję.

    Agnes - bo żeby poznać ducha oryginału, trzeba przeczytać oryginał :) Wydaje mi się, że to jednak jest trudna książka do sfilmowania, bo jak oddać na ekranie myślenie nad sensem... :)

    Biedronka - nie przepadam za fantastyką. W kategorii fantasy jest trochę autorów, których lubię, ale po SF właściwie nie zdarza mi się sięgać. Podejrzewam, ze to się nie zmieni, ale Lem pozostanie chlubnym wyjątkiem, bo zamierzam przeczytać więcej jego powieści. Możesz czuć się zachęcona moim przykładem ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Propaguj Lema, propaguj :)
    Lem się pokłócił z Tarkowskim o ten film, ponieważ Solaris w wykonaniu Rosjanina nie jest adaptacją książki, tylko jak zawsze w jego przypadku filmem opartym na osobistych odczuciach reżysera (on postawił nie na planetę Solaris tylko na kwestię winy wobec bliskich). To piękny film, choć najsłabszy w jego genialnym dorobku. Amerykańską adaptację to radze omijać szerokim łukiem, obraza dla pisarza. No a książka, wiadomo, arcydzieło. Rozsławmy naszego geniusza wśród młodych ludzi, bo nie wiedzą, co tracą. A świat się na nim poznał. I PRL też!

    OdpowiedzUsuń
  12. Lem to naprawdę genialny pisarz i zdecydowanie nie należy jego twórczości klasyfikować jako wyłącznie fantastyki, bo ma charakter wielowymiarowy. Ostatnio odświeżałam sobie Obłok Magellana i miałam podobne odczucia, jak Ty przy czytaniu Solaris. Jak można było TAK pisać w czasach głębokiego PRL-u?
    Podziwiam Jego przenikliwość umysłu, krytyczne spojrzenie, głębokie zrozumienie natury ludzkiej. I poczucie humoru (szczególnie widoczne w Bajkach robotów i Opowieściach o pilocie Pirxie).
    Pamiętam, że bardzo podobał mi Pokój na Ziemi, muszę sobie go również przypomnieć. Zainspirowałaś mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kornwalia - propagować będę :)

    Amerykańską ekranizację oglądałam i wspominam dobrze, ale nie znałam wtedy książki, wiec nie mogłam porównać. Teraz już szczegółów nie pamiętam, a oglądać ponownie mi się nie chce.

    Tarkowskiego obejrzę, może mi Lem wybaczy ;)
    Mnie znacznie bardziej zafascynowała kwestia niezwykłości Solaris niż wątek Harey, ale fakt, trudno ten superocean uczynić bohaterem filmu, więc pewnie dlatego reżyserzy skręcają w swoich ekranizacjach na boki ;)

    Ajka - to prawda, ja przed przeczytaniem Solaris spodziewałam się literatury bardziej przygodowo-kosmicznej i dlatego się taka wstrząśnięta poczułam... Już wiem dlaczego Lem wielkim pisarzem jest. Z pewnością uzupełnię i Pirxa, i Roboty, i Dzienniki Gwiazdowe, i w ogóle co w bibliotece znajdę :)

    OdpowiedzUsuń

Winter is coming... Tym razem w komiksie.

Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...