Tak, tak. Wiem, że Theorin jest pieszczochem bloggerów i należy się nim zachwycać. Ale mnie tym razem nie zachwycił.
Nocna zamieć podobała mi się bardzo. Zmierzch już mniej, ale nadal był dobry. Smugę krwi doczytałam tylko z względu na autora, "bo to przecież Theorin". Dość przeciętny kryminał, do połowy powoli się rozkręca, a od połowy też nie galopuje, choć wciąga nieco bardziej. Zresztą niech się toczy dowolnie ślamazarnie, byle wzbudzał emocje - a tego nie robił.
Niestety, pojawiły się tym razem u Theorina ograne chwyty w stylu "wiem, ale nie powiem", których bardzo nie lubię. Doceniam, jeśli bohater rozwiązuje zagadkę razem z czytelnikiem, a nie jeśli skrywa jakąś tajemnicę (która jest tajemnicą tylko przed czytelnikiem, bo w powieściowym świecie właściwie wszyscy ją znają) i tak od czasu do czasu bąknie jakąś informację, żeby dopiero na końcu wydusić, o co chodziło. Mam na myśli wątek traumatycznego dzieciństwa Vendeli, które zresztą wcale takie traumatyczne nie było i nie chce mi się wierzyć, żeby przeżywała je przez następne kilkadziesiąt lat. W ogóle była to dla mnie mało wiarygodna postać, robiła wrażenie 60-latki i nie mogłam pojąć, czemu mąż podejrzewa ją o romans ze znacznie młodszym Jerrym.
Drugi wątek też jest ograny do nieprzytomności w skandynawskich kryminałach. Kwestie społeczne to konik tamtejszych powieściopisarzy. Tym razem w programie pojawia się analiza ciemnych stron pornobiznesu. Znacznie bardziej wolałam Nocną zamieć z jej cichą rodzinną tragedią niż omówienie problemów szwedzkiego społeczeństwa.
Miałam wrażenie, że Theorin tworzył tym razem w oparciu o podręcznik twórczego pisania kryminałów. Jak napisać prawdziwy skandynawski kryminał? Weź jedno dziecko pokrzywdzone przez rodziców (tragedia jednostki), domieszaj kwestię społeczną (tragedia ogółu), dawkuj informacje powoli, żeby dociągnąć do końca, a tam machnij scenę finałową z fajerwerkami. Zresztą wątek z polewaniem benzyną i podpalaniem (to nie spojler, tylko pierwsza scena książki) wydaje mi się w kontekście fabuły mocno naciągany i wprowadzony tylko ku widowiskowości, a nie uzasadniony intrygą (naprawdę nie mógł go udusić, zastrzelić, dźgnąć i ewentualnie potem spalić, jeśli już chce koniecznie?), ale to tylko moja opinia. Chyba lepiej nie zakładać z góry, że się napisze "kwartet olandzki", nawet jeśli to tak ładnie brzmi, bo potem wydawcy cisną, czytelnicy się domagają, a wena może nagle okuleć.
No to sobie ponarzekałam, a przecież nie było AŻ TAK źle. Niemniej jednak nie jest to ten Theorin, którego polubiłam.
P.S. Ładne opisy wiosny na Olandii, bardzo chciałabym to miejsce zobaczyć na własne oczy, te opustoszałe letniskowe wioski.
Niepoprawna wielbicielka "Alicji w Krainie Czarów", zawyża poziom czytelnictwa, folguje nałogowi, uprawia tsudoku i hoduje dwa małe mole (książkowe). Poprzednia nazwa bloga (Jedz, tańcz i czytaj) zdezaktualizowała się - mam dzieci, nie mam czasu na nic, ale nadal czytam. Zamiast spać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Winter is coming... Tym razem w komiksie.
Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...
-
Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...
-
Cztery lata wierni czytelnicy Jeżycjady odczekali się na przyjazd Magdusi do Poznania. Ja też czekałam. Oczekiwanie dłużyło mi się niemi...
-
To mój najnowszy zakup, długo za mną chodził i wreszcie się skusiłam. Słownik obrazkowy wbrew pozorom nie jest przeznaczony wcale dla na...
Przyznam się bez bicia, że nie słyszałam jeszcze o tym autorze. I po tę książkę raczej nie sięgnę. Ale może "Nocną zamieć"?:) Jak tylko znajdzie się czas.
OdpowiedzUsuń"Nocną zamieć" z czystym sumieniem polecam :)
UsuńPieszczoch bloggerów, dobre:-) No to przyznam bez bicia, że jestem z tych, co się zachwycają, choć nie dlatego, że ktoś mi każe. Patrząc po tym, co się wydaje na kryminalnym poletku, Theorin to nadal pierwsza liga, choć owszem, nie unika socjokrytycznych schematów powielanych w "skandywawach". I tak robi to lepiej, niż cała zgraja innych naśladowników:-)
OdpowiedzUsuńTak mi się skojarzyło z reklamą, która ostatnio atakuje z telewizji (nie wiem, co reklamuje, bo tylko pieszczoch mi zapadł w pamięć);) Na tle skandynawskiej zgrai Theorin wypada dobrze, ale tą pozycją mnie jednak zawiódł, oczekiwałam po nim więcej.
UsuńPieszczoch blogerów ... :-)?! Dobrze, że on nim napisałaś bo nie wiedziałbym, że ktoś taki w ogóle istnieje :-) a zważywszy na to rodzaj okładki, który stawiam w jednym rzędzie z okładkami "harlequinopodobnymi", mam wrażenie, że nic nie straciłem, w czym Twoja recenzja tylko mnie upewnia :-).
OdpowiedzUsuńMarlow, nie oceniaj nigdy książek po okładce. Cała Seria ze Strachem Wydawnictwa Czarne ma takie okładki (zerknij tu: http://czarne.com.pl/?q=s:^12) - celowo stylizowane na staroświecką literaturę klasy B. Jedni krytykują, drudzy się zachwycają. Mnie się podoba pomysł, le wykonanie średnio, w każdym razie gust okładkowy wydawnictwa nie ma nic wspólnego z jakością książek. Pozdrawiam :)
UsuńA książki Pratchetta? Gdyby mi ich nie polecono, to nigdy bym po żadną nie sięgnęła, właśnie ze względu na okładki, które zupełnie mi się nie podobały. Bardzo się cieszę, że rysownik się zmienił ;) Zerknęłam na te okładki wyd. Czarne, mh... bo ja wiem?
UsuńCiężka sprawa :-) nie twierdzę, że okładka decyduje o wartości książki ale ma się do książki mniej więcej tak jak rama do obrazu może podnieśc, może wyeksponowac jego walory albo obniżyc :-). Wydawnictwo Czarne ma u mnie "szacun" za serię "reporterską" a tu taka kiczowata grafika, i w końcu do dobra książka? bo już nie wiem :-)
UsuńMarlow - średnia książka :) Nie taka zła, jak można sądzić po okładce, ale nie taka dobra, jakiej się spodziewałam po autorze (bo to niezły autor-kryminalista jest ;) ).
UsuńPiękna okładka może być wartością dodaną (mam ogromną słabość do okładek), ale rewelacyjne dzieło literackie w szmirowatej oprawie nadal pozostanie rewelacyjne (w przypadku obrazu rama rzeczywiście może popsuć odbiór). Inna sprawa, że niektórym ta stylistyka się podoba.
American Corner - a ja bardzo lubiłam styl Josha Kirby'ego. Chociaż chyba też by mnie nie przyciągnęły do lektury, raczej najpierw polubiłam książki, a potem przyjrzałam się, co też mają namalowane na froncie :D W każdym razie byłam bardzo zawiedziona, kiedy wydawcy zamienili Kirby'ego na Kidby'ego, ale okazało się, że ten pierwszy umarł, więc im wybaczyłam ;) Do Kidby'ego zresztą też już przywykłam :)
UsuńJa też o panu nie słyszałam, ale "Nocną zamieć" poszukam, skoro piszesz, że dobra.
OdpowiedzUsuńNa blogach jest całkiem sporo recenzji Theorina i właściwie wszystkim się podoba. Tylko ja czasem pomarudzę :) Ale "Nocną zamieć" polecam bez wahania.
UsuńBardzo lubię Theorina i książkę przeczytam na pewno. Są tacy autorzy, których każdą książkę muszę przeczytać, choćby nie wiem co:)
OdpowiedzUsuńDobrze rozumiem, też tak miewam, może nie w stosunku do tego autora, ale mam kilku ulubieńców, do których żadna krytyka mnie nie zniechęci :)
UsuńW ogóle nie słyszałam o tym autorze :-)
OdpowiedzUsuńTeraz już słyszałaś ;)
UsuńLily, jakbyś miała ankietkę pod postem to bym po prostu zaznaczyła "świetna recenzja, gratuluję" ;) a tak musiałam napisać ten komentarz nie wnoszący nic do dyskusji. Sama widzisz, zmusiłaś mnie!
OdpowiedzUsuńAha, wiesz, że masz konieczność wpisania nieczytelnego kodu przy pisaniu posta? :( Mam nadzieję, że odczytam choć 3 wersję, bo ja nie widzę co jest na obrazku, aaa, jestem robotem!
Bardzo dziękuję :) Zdecydowanie wolę Twój sympatyczny komentarz niż jakieś tam kliknięcie w ankietkę :D A kod już usunęłam (mam nadzieję, że skutecznie), nie wiem skąd się wziął, bo nie pamiętam, żebym go ustawiała. Czary jakieś :)
Usuń