6 kwietnia 2012

Irlandzki melodramat

Nigdy bym dobrowolnie nie sięgnęła po dzieło z tak przeraźliwie harlequinowata okladką, gdybym wcześniej nie czytała kilku bardzo zachęcających recenzji na blogach. W recenzjach zresztą podkreślano, że okładka ma się nijak do treści. I rzeczywiście, wyjątkowo nietrafiona. Może wydawca chciał bardzo podkreślić, że to książka dla kobiet? Najbardziej rozbraja mnie ten czerwony bucik... Aluzja do Kopciuszka czy co?

Sebastian Barry
Tajny dziennik
The Secret Scripture
Albatros 2011

Książka należy do gatunku "tajemnica z przeszłości, do której ktoś się po latach dogrzebuje" - bardzo przeze mnie lubianego, przynajmniej teoretycznie. W praktyce od dawna nie trafiłam na żadną pozycję tego typu, która by mi się podobała. Powieści Kate Morton były zaledwie znośne, "Dom sióstr" Charlotte Link to zupełna porażka, resztę litościwie przemilczę. Na ich tle jednak "Tajny dziennik" wypada może nie rewelacyjnie, ale całkiem nieźle. Przeczytałam z zaciekawieniem, lekko zgrzytając zębami dopiero w drugiej połowie.


Akcja rozgrywa się w Irlandii, rozpoczyna na początku XXI w., a potem cofa. W związku z rozbiórką starego szpitala psychiatrycznego personel musi zadecydować, czy umieszczeni w nim pacjenci na pewno muszą być poddani leczeniu - w nowym budynku szpitalnym nie ma aż tylu miejsc. Dr Grene najbardziej zainteresowany jest około stuletnią staruszką, Roseanne McNulty. Kobieta spędziła w ośrodku chyba połowę swojego życia - a może więcej - i nikt już nie pamięta jak i dlaczego się tam znalazła. Psychiatra próbuje dokopać się prawdy, zapisując swoje odkrycia w dzienniku. Nie wie, że Roseanne także potajemnie spisuje dziennik swojego życia. Czytelnik może śledzić oba, naprzemiennie. W pewnym momencie relacje zaczynają być rozbieżne - czyżby Roseanne kłamała w swych zapiskach? A może doktorowi ktoś podał fałszywe informacje?


Zaliczam na plus - miękki, melodyjny język, widać, że pisarz potrafi się nim posługiwać, o grafomanię go z pewnością nie oskarżę. Losy bohaterów zostały umiejętnie splecione z krwawą historią Irlandii pierwszej połowy XX w. i poddane niszczycielskiej sile ówczesnej katolickiej obyczajowości - akcja jest mocno osadzona w Irlandii, nie jest to tylko przypadkowa scenografia. Do pełni szczęścia niestety sporo mi zabrakło. Akcja toczy się wooooooolnoooooo... Żółwia narracja stuletniej staruszce nawet pasuje, ale dla równowagi mógł Autor dodać nieco werwy doktorkowi. Niestety, dr Grene jest bardziej ślamazarny od Roseanne i od połowy książka zaczyna się ciągnąć jak guma do żucia. W dodatku Barry lubi skręcać na melodramatyczne tory, a ja od łzawych tonów dostaję wysypki. Największym minusem jest jednak zakończenie - do bólu hollywoodzkie. Było tak oczywiste, że domyśliłam się go w połowie książki i tylko miałam nadzieję, że mnie Autor zaskoczy. Niestety. Przyjemne czytadło, ale żeby je nominować do Bookera? Really? 

Podsumowując, przeczytałam z zainteresowaniem, skończyłam bez żalu, pojutrze zapomnę.W ogóle zauważyłam, że jakoś mi irlandzkie książki nie podchodzą, nie wiem czemu. Polecam sympatykom powieści tego typu, a także tym, którzy lubią książki Kate Morton oraz "Dom sióstr" - wiem, że wielu się podobały, niestety ze mną są niekompatybilne ;)

Ciekawostka - Barry napisał także powieść "The whereabouts of Eneas McNulty" - a ów Eneas jest jednym z bohaterów "Tajnego dziennika", pojawiającym się epizodycznie, ale ważnym.

10 komentarzy:

  1. Kocham Irlandię, ale to raczej nie jest książka dla mnie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy6.4.12

    Bardzo mnie zachęciłaś. Pozostaje tylko poszukać.

    OdpowiedzUsuń
  3. zmartwilas mnie ta Kate Morton, bo mam ją chyba na półce i wiązałam z nią jakieś nadzieje - przynajmniej to miło spędzony czas :> pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ann, bez obaw, jestem wyjątkiem, jeśli chodzi o Kate Morton. Większości się podoba, więc możliwe, że i do Ciebie przemówi. Ja jestem bardzo wybredna ostatnio ;)

      Usuń
  4. Okładka może rzeczywiści nie porywająca, ale recenzja zachęcająca:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę w końcu przeczytać, mój egzemplarz kurzy się na półce od kilku miesięcy (powinnam przestać chodzić do biblioteki...). Lilybeth, a czytałaś cokolwiek Roddy'ego Doyle'a albo Franka McCourta? Nie wiem, czy trafiłoby to w Twój gust, ale chyba mogłabyś zmienić zdanie o literaturze irlandzkiej ;-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam, ale mam w planach "Paddy'ego Clarka" :) A "Prochy Angeli" obiły mi się o uszy. Ja w sumie nie jestem uprzedzona do literatury irlandzkiej, sięgam po nią, ale żadna mi się jakoś bardziej nie spodobała. Anne Enright i Colm Toibin mnie wynudzili, a to niby jedni z najlepszych pisarzy Zielonej Wyspy.

      Usuń
  6. Mimo wszystko zachęciłaś mnie do tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie się bardzo podobała ta książka. Celowo unikam pisania tytułu, bo brzmi on jakoś tak tandetnie (a w połączeniu z okładką to jeszcze gorzej). Niespieszna akcja wcale mi nie przeszkadzała, a dawała więcej czasu na obcowanie z pięknym językiem, jakim posługuje się Barry. Mało tego, "The Secret Scripture" było nawet jedną z najlepszych książek roku 2009 ;) Ile ludzi, tyle opinii. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - tytuł plus okładka sugerują zupełnie inny typ literatury. Zgadzam się, że język był piękny, ale fabularnie nie byłam usatysfakcjonowana. Ale nie ma takiego pisarza, co by każdemu dogodził :) Pozdrawiam :)

      Usuń

Winter is coming... Tym razem w komiksie.

Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...