26 września 2010

Dziecko w krainie czarów

Mam chyba pięć czy sześć zaległych książek do zrecenzowania, niektóre czekają już naprawdę długo, a ja co robię? Recenzuję kolejne filmy. Ale to są BARDZO DOBRE filmy.

Oglądanie kilku filmów ze zbliżonego gatunku pod rząd pozwala wyłapać pewne podobieństwa. W przypadku komedii romantycznych były to schematyczne fabuły. Tym razem padło na dość niszowe filmy z dziecięcymi lub młodocianymi bohaterami. O schematyzmie nie ma mowy, natomiast, może z powodu mojego uwielbienia dla tej książki, nasunęły mi się we wszystkich przypadkach nieodparte skojarzenie z "Alicją w Krainie Czarów". Spokojnie, nie ma tam żadnych otwartych nawiązań, więc jeśli dla kogoś była to znienawidzona lektura, może bezpiecznie oglądać. To, co wywołało u mnie skojarzenie, to doskonale ujęta perspektywa dziecka, jego sposób patrzenia na świat, który nie jest przystosowany do zakresu pojmowania małego człowieczka. Trudno się odnaleźć w miejscu, w którym wszyscy są "szaleni" - postępują według sobie znanych zasad, na ogół niezrozumiałych dla małego umysłu, nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać. Małych bohaterów łączy to, że są pozostawieni samym sobie, na własną rękę muszą borykać się z życiem, odnajdywać w nim swoje miejsce. Pozbawiono ich przewodnictwa kogoś starszego i mądrzejszego. Nie umieją jeszcze sami przewidywać konsekwencji swoich czynów, nie rozumieją praw rządzących światem i mają poczucie, że świat nie rozumie ich.
Jednocześnie, przy trudnej tematyce, żaden z tych filmów nie jest ciężki i dołujący, za to każdy ma w sobie element baśniowości.



 










Gdzie mieszkają dzikie stwory / Where the wild things are
reż. Spike Jonez
USA, 2009
Film na podstawie powieści Maurice'a Sendaka

Nie czytałam oryginału książkowego, więc nie mogę porównać. Przyznaję, że film był dla  mnie sporym zaskoczeniem, zupełnie nie tego spodziewałam się po amerykańskim kinie. Poetyka o lata świetlne odległa od Disneya, bliższa raczej braciom Grimm i skandynawskim legendom o trollach.
Nadpobudliwy, a przez to samotny i wyobcowany, bo - nie ukrywajmy - ciężki do zniesienia chłopiec, imieniem Max, ucieka z domu i trafia na wyspę zamieszkana przez tytułowe dzikie stwory. Wielkie, włochate, wyglądają sympatycznie, ale uwaga! - to nie ulica Sezamkowa. Stwory gotowe są zjeść chłopca, ale ten wybrnie z sytuacji i nie tylko zostanie członkiem tej bandy, ale wręcz stanie na jej czele. Jednak Max, chociaż równie dziki jak współtowarzysze, mimo zapału, nie potrafi współpracować w grupie, a to może mieć dla wszystkich przykre konsekwencje.
To nie jest łatwa bajka z oczywistym happy endem, ale właśnie to stanowi o jej wartości. Ma przepiękne zdjęcia i muzykę, tytułowy Max jest rewelacyjnie zagrany, a trolle jak żywe. Zostałam zupełnie oczarowana.




Rusałka/Rusalka
reż. Anna Melikyan
Rosja, 2007

To chyba najtrudniejszy film do streszczenia, trzeba go po prostu zobaczyć. Mała Alisa urodziła się nad morzem. Mieszka z matką i babką, tęskni za nieznanym ojcem. W wyniku pewnego wydarzenia decyduje się nie odezwać więcej nawet słowem, co komplikuje jej i tak niezbyt wesołą sytuację. Nikt nie poświęca jej zbyt wiele uwagi i nie wie, że Alisa ma sekret - potrafi spełniać życzenia. Dar ten jednak okazuje się czasem być przekleństwem. Gdy rodzina przenosi się do Moskwy, Alisa musi odnaleźć się w nowym, obcym, ale fascynującym świecie. Jest dziewczyną niepodobna do żadnej innej, rusałką i jej poczynania także nie będą standardowe.
To piękny film - baśń, ale zupełnie nie disneyowska, tylko nieco mroczna, słowiańska. Dla mnie doskonały pod każdym względem: fabularnym, aktorskim, wizualnym, muzycznym. Trzeba zobaczyć.





Nad jeziorem Tahoe / Lake Tahoe
reż. Fernando Eimbcke
Meksyk, 2008

Pewnego słonecznego dnia nastoletni Juan pakuje swój wóz na słup.  Wokół nie ma żywego ducha, więc wysiada z samochodu i idzie szukać pomocy. Spotyka najróżniejsze ludzkie typy, między innymi młodą matkę, Lucię, palącą jak smok i marzącą, żeby pójść na koncert oraz Davida - fana karate i Bruce'a Lee. Początkowo wydaje się, że brakująca część do samochodu to jedyny problem chłopaka, ale jego krótkie wizyty w domu powoli rysują przed widzem coś znacznie poważniejszego.
To kino niezwykle minimalistyczne - krajobrazy są puste, ujęcia statyczne, bohaterowie często milczą lub mówią półsłówkami. Film ma piękne klimatyczne zdjęcia, snuje się wolno, ale wciąga, jest w nim mnóstwo niedopowiedzeń, ale układanka w końcu składa się w całość. Nie dla fanów kina akcji.

  
Italianiec / Italianetz
reż. Andrei Kravchuk
Rosja, 2005

Mały Wania wychowuje się w domu dziecka. Uśmiecha się do niego szczęście i zostaje "sprzedany" do adopcji sympatycznemu włoskiemu małżeństwu. Chłopiec boi się jednak, że kiedy on będzie w słonecznej Italii, jego prawdziwa mama, której nie zna, będzie próbowała go odnaleźć. Zdeterminowany, postanawia sam jej poszukać.
Film mnie zachwycił, jest wzruszający, ale optymistyczny i przede wszystkim - świetnie nakręcony. Realia rosyjskiego sierocińca oddano doskonale, a co ciekawe, poza głównym bohaterem, dzieciaki grane były przez prawdziwych wychowanków domu dziecka. Żeby u nas dzieci tak grały...

6 komentarzy:

  1. Ciekawe propozycje filmowe :) Na Rusałkę już się raz zasadzałam, ale coś nie wyszło i w końcu nie obejrzałam. O pozostałych pierwsze co słyszę, ale z chęcią obejrzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Rusałkę" uwielbiam, świetny film. Pozostałych nie oglądałam, ale czuję się zachęcona :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Rusałkę" ogladałam i świetna! Zakończenie mnie powaliło:)
    Na "Lake Tahoe" miałam już ochotę jakiś czas temu, ale jakoś później moja ochota rozmyła się niespodziewanie i do tej pory go nie widziałam:/
    A "Italianiec" mam ogromną ochotę obejrzeć po Twojej recenzji:P
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Aneta - ja Rusałkę dorwałam na iplex.pl, ale potem znowu znikła. Może jeszcze się pojawi. Ciężko dostać te filmy, a szkoda, bo są świetne.

    Edith - to prawda, jest boski. Chociaż nie określiłabym "Rusałki" jako rosyjskiej Amelii - obie bohaterki to współczesne "wróżki", ale Amelia jest z wyrafinowanej francuskiej baśni, a Alisa z mrocznej słowiańskiej opowieści.

    Paula - To prawda, zakończenie Rusałki jest mocne :)Polecam iplex.pl - ja tam właśnie znalazłam i Lake Tahoe i Italiańca, mają w ogóle świetne propozycje, tylko czasu mi brak, żeby wszystko obejrzeć (jedyny minus, to że nie wszystkie można powiększyć o pełnego rozmiaru monitora, no i łatwiej oglądać przed południem, bo wieczorem łącza bywają przeciążone).

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podobal mi sie "Where the wild things are", czytalam ksiazke wiele lat temu i wiele razy, bo to klasyk. Film jest dosc luzna intepretacja, ale to niewazne. Jest swiezy, swietnie zrealizowany, madry i ciekawy.

    "Rusalke" chcialabym obejrzec, ale nie mam dostepu. "Lake Tahoe" zas takze bardzo chcialabym zobaczyc i mam na liscie, mam nadzieje, ze zobacze wkrotce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chihiro - ja książkę chętnie bym przeczytała, muszę upolować. Rusałkę i Lake Tahoe polecam, naprawdę warto.

    OdpowiedzUsuń

Winter is coming... Tym razem w komiksie.

Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...