Na prośbę Grendelli i Milvanny melduję, iż lubię:
1. Czytać na półleżąco, przykryta kocykiem, z gorącą herbatą w jednej ręce (preferowane są: zielona, rooibos lub earl grey z cytryną), wielką czekoladą gorzką z orzechami w drugiej i opasłym tomem spoczywającym na kolanach. Wskazana do tego jest aura wietrzna i deszczowa, względnie śnieżyca - dzięki temu pokój robi się już maksymalnie przytulny :).
2. Czytać książki wielotomowe, najlepiej grube. Może to się wzięło z moich młodzieńczych upodobań do Jeżycjady i Ani z Zielonego Wzgórza, a może po prostu to oczywista chęć powrotu do świata i ludzi, których się poznało i polubiło.
3. Czytać książki, które już kiedyś czytałam. Wracać do nich po wielokroć. Powód jak wyżej.
4. Czytać książki, w których można się zatracić bez reszty, przy których zapomina się o wszystkim, co dookoła i po przewróceniu ostatniej strony, kiedy odrywamy od niej zrujnowany wzrok okazuje się, że jest czwarta rano, głodny królik zrobił podkop do lodówki, a w ogóle to nie byłyśmy w pracy od dwóch dni.
5. Wszystko, co inspirowane moją ulubioną książką - "Alicją w Krainie Czarów": zdjęcia, ilustracje, stroje, wszystko-wszystko. Mała próbka:
- koszulka firmy Oysho - niestety nie udało mi się jej zdobyć
- ilustracja w wersji mrocznej (źródło)
- jedna z cudownych podwodnych fotografii Eleny Kalis (źródło)
- fantastyczna sesja mody w obiektywie Annie Leibovitz (źródło)
Żadne inne gadżety mnie nie kręcą, czy to związane z książkami, czy z muzyką lub filmem, ale przy tych wymiękam. Najszczęśliwsza byłam w The Alice's Shop w Oxfordzie :)
6. Czytać recenzje książkowe na Waszych blogach i dopisywać ciekawe pozycje do mojej gigantycznej listy.
7. Robić zamówienia w internetowych księgarniach, względnie przekopywać antykwariaty i warszawskie Składy Tanich Książek (wykorzystuję do tego każdą delegację do stolicy), a potem zdobyte dzieła układać na wierzchu coraz wyższego i coraz bardziej chwiejnego stosiku.
8. Wypożyczać książki w bibliotece. Nawet jeśli znajdę interesujące książki w 5 minut, to i tak przez kolejne pół godziny błąkam się między półkami. Jeszcze nigdy też nie udało mi się zrealizować postanowienia typu "tylko oddam, nic nie wypożyczam".
9. Oglądać ekranizacje książek, które mi się spodobały. Jeśli istnieje kilka różnych adaptacji jednego dzieła z chęcią obejrzę wszystkie. Wynika to z chęci powrotu do świata stworzonego przez pisarza, a wizja reżysera pozwala się tym nie znudzić, bo z reguły odróżnia się od pierwowzoru (i dobrze, ostatnio odeszłam od dawnych upodobań, by film był jak najbardziej wierny pierwowzorowi - nie widzę w tym sensu).
10. A kiedy nie czytam i nie oglądam, lubię robić całe mnóstwo innych rzeczy, przez które nie mam czasu pisać na blogu :D (np. ćwiczyć jogę, tańczyć taniec hawajski, brzucha, tango argentyńskie, merengue, bachatę, salsę kubańską, flamenco etc., chodzić do kina, uczyć się języków, brać udział we wszystkich możliwych warsztatach, od cyrkowych, przez ayurwedę po decoupage [obecnie w planach mam łódzki Progressteron, oraz wrocławski lub warszawski śpiewokrzyk] oraz przede wszystkim spędzać czas z T.)
Punkt 2 zupełnie jak u mnie :) No i punkt 4 też - tylko, że do pracy to jednak jakoś udaje mi się pójść.
OdpowiedzUsuńAleż roztańczona jesteś - super!!!
A tak przy okazji, nie da się czegoś zrobić z komentarzami, żeby była jakaś nazwa i link do strony np? Strasznie niewygodnie je przez konto
ach, to była grendella :)
OdpowiedzUsuńEarl grey z cytryną - właśnie go piję :) Koszulki z Alicją podobają mi się bardzo.
OdpowiedzUsuńPunkt 4 do mnie przemawia. Muszę przyznać, że udało mi się kilka razy np. czekać na wykład po salą i na niego nie pójść, bo wsiąkłam w książkę:)
OdpowiedzUsuńPodziwiam za końcówkę:) Tyle tańców!:)
Pozdrawiam!
Milvanna
Grendella - zmieniłam ustawienia komentarzy, mam nadzieję, że na lepsze :) Akurat to na bloxie było jakoś lepiej pomyślane. Roztańczona jestem, ale to nie znaczy, że jestem taką doskonałą tancerką - po prostu nauka tańca sprawia mi ogromną frajdę, korzystam z każdej okazji i co rusz odkrywam jakiś nowy styl.
OdpowiedzUsuńLilithin - nie mogę odżałować, że nie udało mi się kupić żadnej sztuki odzieży z tej serii, śliczne były.
Milvanna - ja ostatnio mam wrażenie, że jakoś rzadziej trafiam na książki, od których nie mogę się oderwać. Rekordzistami były "Imię róży" i "Władca pierścieni", "Harry Potter" też był niezły, tak od 4. tomu.
Teraz jest o wiele prościej Lilybeth :)
OdpowiedzUsuńJa też kiedyś dużo tańczyłam, potem jakoś tak rozmyło się to hobby... Ale może jeszcze do niego wrócę :)
We wszystkie książki, które wymieniłaś również wsiąkłam :)
Lilybeth, a ja nawet przez dwa lata mieszkalam niemal tuz obok tego sklepiku Alicji w Oksfordzie :))) Codziennie go mijalam, czasem kilka razy dziennie i zachodzilam tam czesto. Takze lubie gadzety z Alicja, mam t-shirt z Urban Outfitters, sliczny, z krolikiem z zegarkiem. A do Alicji mam chyba szczescie, bo w poblizu mnie w Londynu jest sklepik,ktory nazywa sie "Through the Looking Glass" i takze poswiecony jest Alicji w Krainie Czarow, sa i przerozne wydania ksiazek, i imbryczki z serii Szalonego Kapelusznika, szachy z Alicja i masa, masa innych gadzetow. Jesli zawitasz kiedys do Londynu, musisz tu zajrzec!
OdpowiedzUsuńZobacz tutaj: http://chihiro.blox.pl/2009/07/Amwell-Street-Festival-czyli-pod-reke-z-Alicja-i.html