Recepta jest prosta, trzeba ją tylko znać, bo samemu wymyślić nie da rady. Na szczęście mamy jednak sporo amerykańskich komedii romantycznych, na których możemy się podszkolić. (Uwaga - jeśli jesteście zaręczone i wydaje Wam się, że nie musicie szukać, mylicie się. Narzeczony nigdy nie jest Tym Jedynym. NIGDY.)
A więc do dzieła:
1. Należy mieć dobrze płatny zawód. Bez tego realizacja kolejnych punktów może być utrudniona.
2. Trzeba zachowywać się adekwatnie do swojej pozycji zawodowej, tzn. arogancko i wyniośle (ostatecznie da się i bez tego, ale to ubarwia poszukiwania). Dobrze podkreślać to strojem nieadekwatnym do sytuacji, ale pasującym do biura (szpilki na dalekie trasy - niezbędne).
3. Konieczna jest podróż do Europy, w ostateczności tak daleko, jak się da (Alaska), tak by znaleźć się w środowisku ludzi zachowujący się zupełnie anormalnie (a to przesiadujących w barach przesądnych staruszków, a to gadatliwych maniaków wina i spaghetti, a to przesadnie zżytych rodzin). Uwaga, wybieramy tylko kraje z odpowiednimi widokami, na tle których możemy się romantycznie upozować.
4. Na miejscu trzeba znaleźć odpowiedniego mężczyznę, to znaczy takiego, który na pierwszy rzut oka budzi w Nas nieodpartą agresywną antypatię i vice versa, ale za to jest przystojny. (Jeśli ma się takiego pod ręką w miejscu zamieszkania, można wyjechać od razu z nim - to zaoszczędza czas.)
5. Z tymże niesympatycznym typem należy już tylko zjeść beczkę soli i miłość sama się pojawi (wspólne podróże, zmagania z pogodą lub rodziną sprawdzają się najlepiej) - odrzucicie (obydwoje) swoje odrażające powłoki i na wierzch wypełźnie najbardziej czuła cząstka Waszej natury.
5. Z tymże niesympatycznym typem należy już tylko zjeść beczkę soli i miłość sama się pojawi (wspólne podróże, zmagania z pogodą lub rodziną sprawdzają się najlepiej) - odrzucicie (obydwoje) swoje odrażające powłoki i na wierzch wypełźnie najbardziej czuła cząstka Waszej natury.
6. Jeśli tylko zostawicie nowo odnalezionego wybranka samego, z pewnością natknie się gdzieś na swoją byłą narzeczoną. Mimo to zostawianie jest sugerowane - to pozwoli mu odkryć jak szaleńczo Was kocha.
7. A potem już żyjecie długo i szczęśliwie.
Proste prawda?
Te nie-tak-oczywiste prawdy odkryłam, dzięki zapoznaniu się z trzema filmami:
Te nie-tak-oczywiste prawdy odkryłam, dzięki zapoznaniu się z trzema filmami:
Listy do Julii / Letters to Juliet, 2010
reż. Gary Winick
Oświadczyny po irlandzku / Leap year, 2010
reż. Anand Tucker
Narzeczony mimo woli / Proposal, 2009
reż. Anne FletcherI hej, wiecie co? Mam gdzieś, że pełno tam było schematów i stereotypów. Dobrze mi się te filmy oglądało. Nie oczekiwałam cudów, chciałam, żeby było ciepło, krzepiąco i ładnie. I było. Na chandrę, polecam.
wszystkie mam w planach :D świetny tekst :D
OdpowiedzUsuńTylko się uśmiechać. Ogólnie romantycznych komedii nie lubię, nawet bardzo, ale od czasu do czasu się skuszę, a co :D
OdpowiedzUsuń"Listów do Julii" nie widziałam jeszcze, jakoś mnie ta aktorka odrzuca ;). Ale dwa pozostałe oglądałam i bardzo mi się podobały, w ogóle lubię komedie romantyczne. I właśnie, nieważne są te schematy, nieważna ta słodycz i naiwność, nawet nieważny wieczny szczęśliwy koniec, po prostu lubię i już! :)
OdpowiedzUsuńŻadnego nie widziałam, pora to nadrobić :)
OdpowiedzUsuńFantastyczne:)Twój tekst chyba zawiśnie na mojej ścianie;)
OdpowiedzUsuńTekst bardzo mi się podobał - zawarłaś w nim całą prawdę, którą możemy poznać, oglądając komedie romantyczne :). Z wspomnianych przez Ciebie filmów widziałam jedynie "Narzeczonego mimo woli" - chyba czas nadrobić zaległości :).
OdpowiedzUsuńEdith - dzięki :) Tylko może nie oglądaj ich jeden po drugim, bo naprawdę są podobne ;)
OdpowiedzUsuńTucha - ogólnie to i ja nie lubię, ale leżę chora i nie mogę się skupić na niczym bardziej wymagającym. A te mi się przyjemnie oglądało :)
Izusr - ja jej wcześniej nigdzie nie widziałam, ale w tym filmie bardzo mi się podobała. Śliczna dziewczyna, nie ma co, a do tego, mimo długich blond włosów, niepodobna do Barbie ;) Ja rzadko oglądam ten gatunek, ale na chandrę jest dobry, więc mi się sporadycznie zdarza.
Aneta - jeśli tylko lubisz komedie romantyczne, to polecam, w swoim gatunku są milutkie, choć schemat jest niemalże identyczny we wszystkich trzech.
Himilika - Dzięki :) Ale naprawdę, jak się obejrzy wszystkie trzy pod rząd, to trudno nie zauważyć pewnych prawidłowości ;)
Jako facet powinienem w ogóle się chyba nie wychylać w takim temacie, jednak dobrze sobie czasem usiąść z żonką, przy winku i zobaczyć jakąś lekką komedię (może być i romantyczna, niech będzie:)). Rzecz jasna nie częściej niż raz, góra dwa w miesiącu, żeby przypadkiem nie ucierpiała na tym moja duma;)
OdpowiedzUsuńOglądałem "Narzeczonego mimo woli" i nawet nawet:) Nie zasnąłem przy nim:)
rewelacyjne podsumowanie:) i faktycznie, chociaż wszystkie te filmy są do siebie podobne i nic specjalnie nowego nie wnoszą, to czasami uwielbiam je oglądać. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst! Kurde, a ja mam męża i nawet jesteśmy razem szczęśliwi... Ale na pewno komedie romantyczne są w stanie poradzić jak znaleźć mężczyznę życia i w takich warunkach. ;)
OdpowiedzUsuńOpisywanych filmów nie oglądałam, ale pewnie jak będę miała okazję to to nadrobię. Specjalnie szukać pewnie nie będę...
Podsluch - nie ma zakazu wychylania się w temacie ze względu na płeć. Oglądanie filmów z żoną jest szczególnie godne pochwały :D
OdpowiedzUsuńKamilla - dzięki :)Właśnie dlatego, że są takie przewidywalne, dobrze robią na chandrę i przy otumanieniu chorobowym :)
Ysabell - A nie, jak mąż, to już podchodzisz pod inną kategorię komedii, typu "jak ożywić miłość w związku" ;) Pod "mężczyznę życia" już nie, bo w tym gatunku nie należy rozbijać związków już zapieczętowanych (i słusznie) :)
Tak się tylko zastanawiam, czy wdrożyłaś te zasady w życie i z jakim skutkiem?^^
OdpowiedzUsuńno, nie miałam możliwości, bo mężczyznę życia znalazłam już wcześniej ;)
Usuń