5 maja 2011

Nie chce mi się czytać powieści

Nie chce mi się też pisać na blogu. Ogarnęło mnie niechciejstwo totalne.

Ostatnio potęguje się u mnie wrażenie życiowego chaosu, rozmieniania się na drobne i nieustannego dotkliwego braku czasu. Po okresie irytacji, że doba ma tylko 24 godziny, a moje mieszkanie tylko tyle szaf i regałów ile ma, doszłam do wniosku, że chyba nie w tym problem. Problemem jest liczba zajęć, które próbuję upchnąć w jedną dobę, oraz natłok rzeczy, który próbuję zmieścić w mieszkaniu. Nie tędy droga. W uświadomieniu sobie tego pomogło mi kilka ciekawych tekstów.

Zaczęło się od artykułu w czasopiśmie "Twój Styl" pt. "Jak mieć mniej". Potem była piękna recenzja książki Dominique Loreau "Sztuka prostoty" na blogu Trufli. Dorwałam się do lektury dwóch inspirujących blogów:  Zen Habits (anglojęzyczny) oraz Minimalistka (polskojęzyczny), a potem do wspomnianej książki. 

"Miej niewiele.
Upewnij się, że wszystko, co masz, jest absolutnie niezbędne
i praktyczne w użytkowaniu"

Neominimalizm jest moim rozwiązaniem. Rozbuchany konsumpcjonizm był mi zawsze obcy, ale jakoś nie potrafiłam tego przełożyć na konkretną zasadę. Odkąd zaczęłam prowadzić tego bloga liczba książek w moim domu zaczęła przyrastać w tempie zastraszającym i ostatnio jakoś przestało mnie to cieszyć. Przyszedł czas, żeby powiedzieć - mam wystarczająco dużo.

Rady Loreau, jak podejrzewam, spotkają się z gorącym sprzeciwem moli książkowych, bo sugeruje ona m.in. posiadanie tylko kilku wybranych starannie książek, które nas inspirują i które są dla nas ważne - zamiast wypchanej biblioteczki. Resztę lepiej sprzedać, oddać itp. Ja jeszcze nie jestem gotowa do tak drastycznego posunięcia, ale przetrzepałam moje regały i znalazłam około 30 książek, które były bardzo fajne, ładnie wyglądają na półce - ale nie sądzę, żebym kiedykolwiek czuła potrzebę otworzenia ich ponownie. Mówię NIE gromadzeniu dla samego gromadzenia. Oczywiście, czytanie jest nadal na wielkie TAK :) Ale będę starała się więcej korzystać z biblioteki, mniej kupować, a te kupione i przeczytane przekazywać dalej, chyba że będą to dla mnie bardzo ważne pozycje. Podejrzewam też, że na jednej czystce się nie skończy, ale ten proces wymaga czasu. Póki co, zaczytuję się na blogu Minimalistki o reorganizacji jej potężnej biblioteczki : tu, tu i tu.

Rzecz jasne odgracanie mojego życia nie ograniczy się do samego księgozbioru, a neominimalizm nie polega tylko na wyrzucaniu - raczej na bardzo rozważnym kupowaniu. Warto zdać sobie sprawę, które potrzeby są nasze, a które sztuczne tworzone przez reklamy i ... blogi ;)

Recenzja "Sztuki prostoty" jeszcze się u mnie ukaże - a przynajmniej kilka kontrowersyjnych cytacików ;)

19 komentarzy:

  1. Przez większość życia mieszkam w bloku, więc pozbywanie się przeczytanych książek to dla mnie odruch.
    Ostatnio robię tak- gdy mam względnie nowa książkę- sprawdzam w katalogu online czy ma ją moja biblioteka, jeśli nie- idzie do biblioteki, jeśli tak- na podaj.net. Te, których nikt nie chce na podaju- idą na półke bookcrossingową w tejże bibliotece.
    Zostawiam sobie nieliczne.

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Fajnie, że zaczynasz myśleć podobnie jak ja.
    Szczerze mówiąc, gdy zaczęła się akcja pokarz swoją biblioteczkę czułam się skrępowana, bo moja biblioteczka jest naprawdę skromna.
    Ograniczam się bowiem do kupowania jedynie literatury pięknej, klasycznej i czasami książek, które mnie stu-procentowo urzekły.
    Biblioteka z której korzystam jest bardzo dobrze zaopatrzona, nowości pojawiają się w niej dość szybko i co miesiąc przynoszę z sobą do domu ok 6 książek, które wypożyczam na kartę swoją i mojej mamy :)
    Miałam kiedyś problem ze zbieractwem i jak widziałam książkę za 50gr, nie mogłam się powstrzymać i cokolwiek to było przynosiłam zadowolona do domu.Rok temu podczas remontu, musiałam szukać w internecie ogłoszeń ludzi, którzy je przyjmą chociaż za darmo, bo spalenie było dla mnie niedorzeczne.
    Super, więc, że podjęłaś ten temat,bo wiele rzeczy może zniewolić, a zbieractwo jest jedną z takich rzeczy ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Iza - to bardzo słuszny i chwalebny odruch, którego dotąd nie miałam. A też mieszkam w bloku... Dotąd jednak wydawało mi się, że jak się ma za dużo książek, to trzeba kupić większy regał. Teraz dopiero dojrzałam do myśli, że trzeba zmniejszyć liczbę książek, to się zmieszczą na posiadanym.
    Podejrzewam, że jednak to dość niespotykany pogląd w książkowo-blogowym gronie. Ostatnio była moda na prezentowanie zdjęć swoich biblioteczek i 90% było potężnie wypchanych.

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedronka - dobrze, że jednak nie jestem osamotniona w takim myśleniu, że są inni zapaleni czytelnicy, którzy nie zbierają przeczytanych ton papieru. Będzie mi łatwiej z taką świadomością wprowadzić porządki u siebie. :)
    U mnie zbieractwo zaczęło się w Anglii, bo tam w charity shops można było dostać każdą pozycję za grosze. Uzbierałam potężne zasoby książek, które już-czytałam-ale-mi-się-podobały-i-chcę-je-mieć-zawsze-pod-ręką. Do większości nie zajrzałam od chwili zakupu - bo przecież już je czytałam wcześniej.
    Potem zaczęło się już w Polsce budowanie stosików, które tak wspaniale wyglądają na blogu, tym razem z nowości, często nie do końca przemyślanych, ale polecanych przez innych. Fajnie mieć dużo pozycji do przeczytania, ale problem polegał na tym, że ich nie czytałam, tylko kupowałam następne... Po pewnym czasie nawet przed sobą mogłam już przyznać, że chcę MIEĆ książki - nie satysfakcjonuje mnie ich pożyczanie od kogoś, mają być MOJE, leżeć obok łóżka, ślicznie wyglądać na półce itd.
    A przecież to nie o to chodzi zupełnie. Liczy się treść, która zostaje w nas. Pogubiłam się zupełnie swoich odczuciach, ale na szczęście tych kilka tekstów, o których wspomniałam, pomaga mi odnaleźć drogę na powierzchnię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja również cierpię na potworny brak czasu i niechęć do opasłych tomisk. Coraz chętniej sięgam po prasę, miłe wytchnienie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lilybeth- a ile osób przypada/przypadało u Ciebie na metr kwadratowy? Być może to jest wyjaśnienie zagadki:).

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiele mądrych słów padło w Twoim poście. Ja chyba jeszcze w aż taki "książkoholizm" nie popadłam, aczkolwiek chyba zbliżam się małymi kroczkami ;) Póki co, fakt, że jeszcze studiuje i nie mam stałych dochodów sprawia, że trzy razy pomyślę zanim kupię jakąś książkę. Czasem też spisuje wszystkie, które chodzą mi po głowie i wracam do tej listy za kilka dni zadając sobie pytanie czy naprawdę ich potrzebuje, zawsze znajdzie się coś co można skreślić. Ale to nie zmienia faktu, że taka bogata biblioteczka naprawdę cieszy oko ;) No i staram się jednak przeczytać te, które już kupię, żeby nie były tylko ładnymi figurkami na półce ;) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kasia - opasłe tomiska wywołują mój entuzjazm, ale właśnie brak czasu powoduje, że i tak po nie nie sięgam. Stoją, kurzą się, czekają lepszych czasów...

    Iza - hmmm, w sumie - teraz mieszkam tylko z chłopakiem, jak bym się uparła mogłabym jeszcze trochę półek dowiesić i wszystko by się zmieściło, więc nie ma presji. Ale jak wcześniej miałam gorsze warunki mieszkaniowe, to też gromadziłam książki, nawet jeśli leżały na podłodze i się o nie potykałam ;)

    Justyna - u mnie książkoholizm też w sumie wystartował po studiach - jak zaczęłam mieć całkiem własne pieniądze :)
    I w sumie nie chodzi mi tyle o kupowanie, co o przywiązywanie się do przeczytanej książki jako przedmiotu - jeśli będę do niej wracać, to ok, chcę ją mieć. Ale jeśli ma tylko przez kolejne 10 lat stać i się kurzyć, to czy nie lepiej ją oddać/sprzedać? Wtedy komuś też da trochę frajdy. Ja zaoszczędzę czas, który miałabym poświęcić na jej odkurzanie i ustawianie, pieniądze, które musiałabym wydać na kolejne regały oraz miejsce w mieszkaniu, a zamiast z czułością patrzeć na nią na półce, będę z czułością patrzeć na swój wpis o niej na blogu :) Z tym, że nie chodzi mi o wprowadzenie jakiejś nowej mody na pozbywanie się książek ;) Chodzi mi tylko o moje prywatne odczucia, jeśli ktoś czuje się szczęśliwy gromadząc i może to robić - świetnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Szczerze podziwiam wszystkich, którzy potrafią żyć bez przedmiotów i jest im z tym dobrze. Ja żyć bez przedmiotów bym potrafiła, bo do życia potrzeba mi naprawdę niewiele, za to mnóstwo przyjemności czerpię z posiadania właśnie: książek, włóczek, płyt, filmów i wielu innych.

    Ale ja w ogóle uwielbiam wracać. Do lektur, do filmów, do wszystkiego. Książki czytam wielokrotnie (rekordzistki czytałam już prawie dwadzieścia razy i zamierzam powtarzać), a jeżeli mi się coś podoba, to wrócę do tego na pewno. Zresztą w swoich książkach zaznaczam cytaty, do których wracam jeszcze częściej... Ale te, które mi się nie spodobały staram się puszczać w obieg. No, chyba, że spodobały się mężowi (on też kolekcjoner). Problem w tym, że lektury dobieram sobie dość dokładnie i bardzo rzadko kupuje książkę, która mi się nie podoba albo taką, w której nie ma nic, co skłaniałoby mnie do powrotów.

    Dlatego mimo mojego podziwu do takich postaw, w przyszłym tygodniu zamówimy sobie nowe półki. Pomijając już wszystko inne, ja lubię półki: jest w nich potencjał. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ysabell - ja do tej pory też mogłam powiedzieć, że czerpię przyjemność z posiadania książek - w duuuużej liczbie - ale to się zmieniło właśnie i to zupełnie niespodziewanie. Czuję na sobie "ciężar" tych wszystkich przedmiotów, które mnie przytrzymują w jednym miejscu.

    Też mam książki, do których wracam, niektóre sczytane doszczętnie i filmy, które oglądam po wielokroć. Tylko że jak miałam 50 książek, to wracałam do nich rzeczywiście często. Ale jak mam 500 i nadal czytam nowe, to wracanie do starych jest coraz mniej osiągalne - musiałabym podczytywać po kilka dziennie - a przecież ich liczba stale przyrasta. Dlatego zamierzam zostawić sobie te 50 (około), które są NAPRAWDĘ ważne, i do których z różnych względów wracam często (a nie tylko myślę, że kiedyś pewnie wrócę): cieplutkie pocieszacze, książki mądre, inspirujące, źródła wiedzy itp. Resztę wypuszczę w świat :)
    Cytaty podkreślam rzadko - ale dojrzewam do tego, żeby interesujące myśli wynotowywać do jakiegoś ładnego notesu i mieć je w jednym miejscu :)
    Podoba mi się myśl, że w półkach jest potencjał :) Ale marzy mi się puste, przestronne mieszkanie, pełne światła i powietrza, więc z ilością półek też nie chcę w nim przesadzać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Powodzenia w odgruzowywaniu i odgracaniu :) Ja też mam mnóstwo książek i ostatnio wpadłam na to, że przecież książki żyją, gdy są czytane, więc stwierdziłam, że zatrzymam te, które kocham baaardzo, a te które mniej będę sobie wymieniać na inne, albo wspomogę naszą bibliotekę. Ale problem w tym,że tych książek, które kocham jest całą masa... :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Może i mnie się kiedyś zmieni. Na razie mam tylko radość z posiadania dużego wyboru... Ale za to czuję, że coraz bardziej wiąże mnie komputer i że przez niego na inne rzeczy mam za mało czasu. Niestety wywalić go nie mogę, ale pracuję nad strategią "odkomputerowującą". :)

    Na szczęście przestronne i puste mieszkania nigdy mi się nie podobały, wolę przytulność starych bibliotek, więc kolejne półki mi jak najbardziej odpowiadają.

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo racjonalne podejście:) Ja na razie lubię mieć książki w domu, ale nie posiadam ich tak wiele. To, że jeszcze studiuję na pewno w jakiś sposób na tę sytuację wpływa. Na pewno istnieją książki, których nigdy w życiu bym nie oddała (np. Narnia czy Łukjanienko). Jednak odłożyłam już kilka powieści, które mnie nie urzekły. Albo które kupiłam bezmyślnie i w zasadzie nawet nie chcę ich czytać (wiem, wstyd...).
    Poza tym mam podobny problem z filmami. Mam ich na dysku dużo i ich nie wyrzucam. Bo może wrócę albo siostrze podrzucę. Ale dorastam i zaczynam się ich pozbywać.
    A niechciejstwo chyba opanowało ostatnio wiele osób, nie martw się:)
    Ysabell, bardzo mi się podobają mi się półki z potencjałem:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mag - mam ten sam problem :) Patrzę na moja półkę i myślę "No nie, tej przecież nie mogę oddać. Tej też nie, i tej, i tej, i tej..." ;) Te co najbardziej lubię maja po 7 tomów. Ale w końcu nie chodzi o to, żeby się pozbywać ukochanych, prawda? :)

    Ysabell - z komputerem mam te sam problem. Wystarczy, że włączę Internet na "pięć minutek", a robią się z tego dwie godziny. straszny z niego pożeracz czasu.

    OdpowiedzUsuń
  15. Milvanna - nie wiem, czy akurat rozsądek mną powoduje :) Ale efekt pewnie będzie rozsądny. Ja na pewno nie pozbędę się całej serii Harry'ego Pottera w oryginale, doszczętnie sczytanej i znanej na pamięć Chmielewskiej, "Na plebanii w Haworth", która stała mi się niesamowicie bliska i wielu wielu innych. Książki z mojego dzieciństwa przechowuję dla moich przyszłych dzieci (a przynajmniej pod takim pretekstem ;) ). Są jednak tez książki, które mi się podobały, ale których jednokrotne przeczytanie całkiem mi wystarcza i przestaję widzieć sens w ich trzymaniu w domu (zastanawiam się np. nad Flawią de Luce). Jeśli nie wrócę do nich np. przez kolejne 10 lat, to po co maja stać i łapać kurz? Żeby dobrze wyglądać, ozdabiać wnętrze, informować gości, że dużo czytam i jaki mam gust? Przestaje w tym widzieć sens. Rozpatruję tez kupno Kindle'a. Przynajmniej ebooki się nie kurzą ;)
    Z filmami na dysku mam ten sam problem. Wyrzucam z oporami i tylko ewidentnie nie trafione. pewnie przyjdzie czas i na rozprawienie się z nimi :)

    OdpowiedzUsuń
  16. A mnie ten pomysł nie przekonuje. Jak najbardziej rozsądny, ale ja jeszcze do niego nie dojrzałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Lilithin - nie sądzę, żeby każdy musiał do niego "dojrzeć". To raczej kwestia indywidualnych upodobań :) Niektórzy są szczęśliwi np. z dużą ilością bibelotów na półkach, a ja ich nie znoszę.

    OdpowiedzUsuń
  18. Może i racja ;) Póki co jednak ksiażki mam poupychane w domu rodzinnym i w akademiku, w którym obecnie mieszkam, więc kto wie, może jak przyjdzie czas na własne 4 kąty, moje upodobania się zmienią. A bibelotów na półkach też nie znoszę. Pozdrawiam i miłej niedzieli :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetna notka, dała mi trochę do myślenia. Lubię zbierać książki, ale chyba jednak nie wszystkie. Dzięki, że poruszyłaś ten temat.

    OdpowiedzUsuń

Winter is coming... Tym razem w komiksie.

Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...