26 czerwca 2013

Uroczy domek na zdradliwych bagnach

Koniec świata, lilybeth czyta polską literaturę kobiecą i jeszcze chwali zamiast się czepiać. Specjalnie odczekałam trochę z recenzją, żeby sprawdzić, czy mi się z biegiem czasu nie przestanie podobać, ale nie - nadal uważam, że to dobra powieść. Trochę klimatem przypominała mi "Smażone zielone pomidory", a to w moich ustach komplement wielkiego kalibru.

Saga rodzinna jak się patrzy, zaczyna się u progu XX wieku i obejmuje 100 lat istnienia domu na Czerwonych Bagnach, nad którym ciąży jakaś klątwa - żaden mężczyzna nie może w nim zamieszkać, a jeśli próbuje, cóż, nie wychodzi mu to na zdrowie. Z musu dom zamieszkuje więc ród kobiecy - poczynając od pięknej Julianny, w której bez pamięci zakochał się dziedzic z sąsiedztwa, po małą Olgę  w którym prym wiedzie córka Julianny, niemal stuletnia obecnie Roza. A jak kobiety same na odludziu mieszkają, to - wiadomo - pewnie czarownice. Za pomocą czarów czy bez nich, dały sobie radę na tym pustkowiu, a przeciwności było co niemiara, żeby wspomnieć chociaż dwie wojny światowe, choć Autorka skupia się jednak na perypetiach raczej natury uczuciowej.

Nie wiem czemu, może za sprawą mrocznej okładki, spodziewałam się jakiejś poważnej, głębokiej lektury, coś o rzeczywistym ciężkim losie kobiet uwikłanych w historię, walczących ze społeczną niechęcią. Pod tym względem się rozczarowałam, bo to jednak powieść wagi lekkiej, ale życzę sobie więcej takich rozczarowań. Co prawda nie do końca zachwycił mnie współczesny wątek Kornelii - to jej rozmemłanie, irytujące na tle innych silnych bab, mogłabym wybaczyć, ale cały wątek jej romansu był dla mnie naciągany, rodem z telenoweli brazylijskiej (ale ja pragmatyczna jestem, a są takie kobiety, które lubią sobie komplikować życie) - ale wynagrodziły mi to jej przodkinie. Przywiązałam się zwłaszcza do Rozy, która silną ręką trzymała tę kruchą siedzibę, sterując nią przez wszystkie burze. Zresztą, dla każdego coś dobrego, do wyboru z plejady postaci kobiecy są jeszcze postrzelone siostry, Gabrysia i Joasia, oraz eteryczna Mimi (żeby wymienić tylko te żyjące współcześnie).

Dobrze mi się czytało, bo nie tylko bohaterki były interesujące, ale i opisane ładnym językiem, z odpowiednio odmierzoną dawką poczucia humoru. Wciąż z sympatią wspominam Czerwone Bagna. Podejrzewam, ze książka stanie się jednym z moich literackich leków na chandrę. Polecam, zresztą nie tylko ja, bo pamiętam, że na wielu blogach ukazywały się pozytywne recenzje tej książki (a ja - jak zwykle - w ogonie czytających ;) ).

8 komentarzy:

  1. oo porównanie do wspaniałych "Smażonych zielonych pomidorów" zachęciło mnie bardzo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie również, bo kocham tę książkę! <3

      Usuń
  2. Ja też zazwyczaj stoję w ogonie czytających nowości wszelakie, więc się nie przejmuj:)
    Okładka faktycznie nieco mroczna i zdecydowanie nie zapowiada treści, o których wspominasz. "Smażone zielone pomidory" również uwielbiam, w przeciwieństwie do innych książek Fannie Flagg.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Smazone zielone pomidory" mam, kilka razy próbowałam czytać, ale nie dało rady. Za to film bardzo mi się podobał. Książka Jeromin-Gałuszki nie podobała mi się, nie potrafiłam polubić bohaterek, irytowały mnie. Czytałam ją kilka lat temu, zanim zaczęłam blogować, więc szczegółowo nie pamiętam, ale pamiętam, że nie podobała mi się.

    OdpowiedzUsuń
  4. Robię ostatnio porządki na swojej liście "must read" i już miałam ją skreślić wzgardliwie jako proste czytadło, ale skoro chwalisz, to dam książce szansę :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaintrygowały mnie te Czerwonego Bagna ;) Postaram się poszukać ich w bibliotece ;)
    I jeszcze w fabule moja imienniczka :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Racja, widziałam wiele pozytywnych recenzji tej książki :)

    OdpowiedzUsuń

Winter is coming... Tym razem w komiksie.

Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...