23 września 2012

Zaganiana narzeczona

Nie dość, że zaganiana, to jeszcze dopadł ją katarek i stan podgorączkowy. A dopiero T. się podniósł po dwutygodniowym zapaleniu oskrzeli...

Do ślubu zostały 3 tygodnie. Sukienka jest, buty są, jest nawet płaszczyko-narzutka, wszystko kupione niezwykłym fuksem tego samego dnia, w trzech różnych miejscach, wszystko w przecenie. Brak pończoch, które się NA PEWNO nie podrą, brak odpowiedniej bielizny, której nie będzie widać spod lejącego materiału, trwają wątpliwości biżuteryjne. Umówiony makijaż próbny (niestety do samodzielnego make-upu talentów brak, czasem się dobrze umaluję, czasem nie, zależy to chyba od układu gwiazd, a w dzień ślubu, jak mi się będą trzęsły ręce, to raczej nie podołam). Do wybranego salonu fryzjerskiego spróbuję się dodzwonić jutro, jak nie będą mieli wolnego terminu, to nie wiem co, bo to jedyne miejsce, które nie odstraszyło mnie skutecznie swoją galerią stylizacji ślubnych (znalazłam je po tygodniowym przetrząsaniu czeluści internetu). Nie wiem, co zrobić z bukietem, ceny w kwiaciarniach odstraszają, a to arcydzieło sztuki florystycznej będę dzierżyć przez jakieś pół godziny, li i jedynie. Chętnie bym sobie machnęła coś sama, niestety ślub jest dość wcześnie, w dodatku dość daleko od miejsca zamieszkania i po prostu mogę nie mieć czasu na zabawy z kwiatami. Nie umiem podjąć decyzji :/

Z panem młodym łatwiej - garnitur zakupiony, koszula jest, co prawda mankiety koszuli mu nie będą wystawać spod rękawów marynarki (grrrrrrrrrr), ale nie można mieć wszystkiego, a w końcu nie idzie odbierać Oskara i na wybiegu nie będzie się przechadzał. Buty ma. Maszynkę do strzyżenia ma, makijażu, szczęściarz, nie potrzebuje, i tak będzie pewnie wyglądał lepiej niż ja.

BRAK OBRĄCZEK! Przez chorobę T. dopiero teraz wybraliśmy się na jubilerskie łowy i okazało się, że na niektóre modele czeka się nawet 30 dni, których to dni nie mamy. Rozumiem te udziwniane, łączone kruszce, diamenciki, ale co można przez miesiąc robić z klasycznym kółkiem z białego złota grubości 3 mm? Dwa tygodnie możemy dać jubilerowi, nawet nie trzy,  bo mamy taką fanaberię, że nie chcielibyśmy ich odbierać w dzień ślubu.

Sala na malutkie przyjęcie weselne zamówiona (obiad dla rodziców i świadków). Fotograf chyba-już-prawie zamówiony. Tu nie mieliśmy dużego pola do popisu, bo ograniczają nas mocno koszty. Znalazłam fotografa, którego zdjęcia mi się bardzo podobają, niestety ceni się adekwatnie do umiejętności. Ten wybrany jest znacznie bardziej przystępny, a zdjęcia - chociaż mniej oryginalne - też robi ładne. Samochodu nie wynajmujemy, zawiezie nas siostra ze swoim partnerem, zabawa w przystrajanie autka spada na nich.

Co tam jeszcze... Świadkowie wybrani, goście powiadomieni, ale rodzina "na gębę" przez rodziców, a znajomi namalowanym przez T. zaproszeniem w pdfie. Nie mamy absolutnie możliwości udania się na osobiste wyprawy, zwłaszcza że moja rodzina mieszka w innych miastach. Część pewnie obdzwonię, a reszcie musi wystarczyć zaproszenie papierkowe, którego zresztą też BRAK. Ze względu na oszczędności i brak czasu zdecydowaliśmy się kupić "gotowce" do wypełnienia, zakupu dokonaliśmy na allegro i niestety nie obejrzeliśmy przesyłki od razu. Po kilku dniach przyjrzałam się bliżej i okazało się, że tekst w środku jest inny niż na zdjęciu w aukcji - mowa tam o "sakramentalnym tak w kościele..............", a my bierzemy ślub w urzędzie :/ Nie będziemy przecież wysyłać pokreślonych zaproszeń. Na reklamację na razie nikt nie odpowiedział (ale ostatecznie jest weekend) i chyba skończy się na wydrukowaniu w zwykłej drukarni zaproszeń własnego projektu (narzeczony o talentach plastycznych, umiejętnościach obsługi programów graficznych i temperaturze 36,6 - bezcenny).

Wieczory panieńskie i kawalerskie w przyszłym tygodniu. Nie mam nic pożyczonego ani niebieskiego (podwiązki odpadają ze względu na materiał sukienki, wszystko się pod nim odznacza). Czy o czymś jeszcze zapomniałam? Szczerze mówiąc, czuję się wykończona tymi przygotowaniami, niezliczonymi drobiazgami, o których wypada pomyśleć (rozsadzenie gości przy stołach! musimy zrobić karteczki i dogadać ich rozmieszczenie z obsługą, chcemy uniknąć sytuacji "kto pierwszy ten lepszy"; co z muzyką na ceremonii? nie zapytaliśmy o to w usc), a przecież nie możemy odłożyć całej reszty życia na bok na czas przygotowań. Pocieszam się tylko, że nie zaplanowaliśmy ślubu z większym wyprzedzeniem. Po półrocznych przygotowaniach musielibyśmy oboje udać się do sanatorium dla nerwowo chorych. A tak pocieszamy się, że za trzy tygodnie cała ta impreza się skończy. I wtedy pewnie będziemy żałować, że tak szybko ;)


20 komentarzy:

  1. :) Nic się nie martw, wszystko wypali. Ja umawiałam się na fryzurę i makijaż 2 dni przed ślubem, a fotografa dorwałam 3 dni przed. Wszystko poszło wbrew pozorom i terminom sprawnie ;) Choć przyznam, że mieliśmy dużo szczęścia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, 2 dni przed! Ja już bym wtedy chyba schodziła na zawał i nie była zdolna do żadnej organizacji :) Dzis byłam na próbnej fryzurze, jak szaleć, to szaleć, wyszła bardzo ładnie, dobrałam nawet dodatki i zaczynam widzieć przed sobą nadzieję, że jednak będę gotowa od stóp do głów na czas :)

      Usuń
  2. Przygotowania idą Wam widzę całkiem sprawnie :-)
    Ja też byłam zdziwiona terminami odbioru obrączek, na takie jakie chciałam (a są proste, bez żadnych ozdób) czekałam zdaje się 7 czy 8 tygodni.
    Wybór wiązanki ślubnej też zapamiętałam jako koszmar - ze względu na ceny. Podobnie wybór fotografa - w większości miejsc trzeba było zamawiać jakąś niezliczona wprost liczbę póz, a myśmy takie symboliczne chcieli mieć po prostu...
    Ale dacie radę, wszystko będzie dobrze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My zamówiliśmy chyba u czwartego jubilera, takiego no name, maja być za dwa tygodnie, czyli... dwa dni przed ślubem. Jakby coś było nie tak, to... nie nie, wszystko będzie idealnie, grunt to pozytywne myślenie :D
      U fotografa najbardziej rąbnęły mnie "pakiety ślubne". Myślałam, że się mówi - chcielibyśmy zdjęcia od tego momentu, do tego, na ile pan to wycenia... A tu niespodzianka. Są ustalone pakiety za konkretne ceny i nie ma zmiłuj. Pakiet "ślub+wesele", pakiet "ślub+plener", "ślub+plener+przygotowania+wesele"... A my nie chcieliśmy pleneru, a wesela nie mamy. Mamy tylko krótki obiad i nie chcemy zdjęć podczas konsumowania zupy. Planowaliśmy tak nietypowo - od przyjazdu pana młodego po pannę młodą, do życzeń po ceremonii. I co? Nie ma takiej opcji w cennikach. ale znaleźliśmy dość rozumnego fotografa, więc myślę, że sie dogadamy :)

      Usuń
  3. Idzie dobrze ;) Czytam i notuję dla siebie ważne informacje na jakąś... dalece odległą przyszłość :D
    Czekam na fotorelację z uroczystości i wieczoru przed ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, notuj, notuj. Ja do niedawna nie miałam pojęcia, ile jest przygotowań. Myślałam optymistycznie, że taki prosty skromny ślub, to co tu można załatwiać. A tych spraw się namnaża codziennie więcej. Najbardziej mnie rozwalają osoby, które wymagają zaproszenia osobistego. Bo jak nie, to się obrażą. Nie chodzi mi o bliskich przyjaciół, którzy po prostu chcą nas zobaczyć, tylko jakiś dalszych krewnych i znajomych.

      Usuń
  4. Czytałam i myślałam: to wszystko przede mną, o matko. Podziwiam Cię za to, że ogarnęłaś już tak wiele spraw, dla mnie temat ślubu jest zbyt abstrakcyjny, żeby go w ogóle poruszać z Narzeczonym. :) Ostatnio obudził mnie w nocy i twierdził, że śnił mu się koszmar, ja na to: Jaki?, a on z przerażeniem w oczach: Ślub. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się chyba taki koszmar będzie śnił po ślubie, jak sobie będę przypominać, ile tego było wszystkiego :D

      Usuń
  5. Trzymam kciuki, żeby wszystko poszło po Waszej myśli, bo na pewno jest to bardzo stresujący moment - jeszcze przede mną, ale znając siebie to będę przeżywała to jak mało kto. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, jest stresujący, nawet nie myślałam, że aż tak. A TEGO dnia wolę sobie nawet nie wizualizować, bo mi się kolana trzęsą.

      Usuń
  6. O ranysiu, o iluż to rzeczach i sprawach trzeba pomyśleć... kto to za mnie zrobił, gdy ja wychodziłam za mąż... teraz dopiero przyjdzie mi docenić mamę :)
    Ja miałam tylko jeden problem: jak już zaczęło się wesele, pytałam grzecznie mamy właśnie, czy mogłabym już pójść do domu, bo hałas, a mnie głowa boli :)))

    (nie pozwoliła)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Jako że nie jestem wielbicielką wesel, pewnie też bym chciała wyjść szybko z własnego :)
      Ja niestety jestem bardzo niezależna, czasami aż do poziomu masochistycznego. Nie znoszę, jak ktoś podejmuje jakieś decyzje za mnie, organizuje coś za mnie, nawet jeśli znajduję się w stanie, kiedy pomoc jest mi naprawdę potrzebna. Trochę mi się już jednak udało odpuścić i oddać do załatwienia w inne ręce, ale ciężko mi to przychodzi ;)

      Usuń
  7. Radzisz sobie świetnie! Gratuluję i trzymam kciuki, żeby wszystko poszło śpiewająco :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie zdawałam sobie sprawy, że ślub to aż tyle przygotowań! Grunt, że jest sukienka - to najważniejsze :) Trzymam kciuki, żeby przygotowania nie zaćmiły szczęścia w dniu samego ślubu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku, jak się bałam, że będę szła do ślubu w białym szlafroku, to też myślałam, że sukienka najważniejsza. Ale jak sukienka już była, to po kolei wyskakiwały kolejne "najważniejsze" sprawy ;)

      Usuń
  9. Anonimowy1.10.12

    ja tez brałam slub w urzedzie.....i tez było wszystko na wariackich papierach:-D (ale to dłusza opowiesc) bukiet zrobiłam sobie sama dzien wczesniej, wygladał pieknie a uwierz mi mam dwie lewe rece do tego typu spraw.
    zaproszenia hymmmmm...gotowce odpadały no bo własnie ten tekst o kosciele...moznna co prawda było zamówic inne no ale czas....
    zrobiłam sama. to banalnie proste.
    nie mam czasu teraz pisac ale jakbys chciała to słuze opisem....
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaproszenia już zrobiliśmy, też sami :) Wyszło trochę drożej, niż te allegrowe, ale są przynajmniej niepowtarzalne. Nawet już rozesłaliśmy, troszkę późno wyszło (niecałe 2 tygodnie do ślubu), ale lepiej późno niż wcale, prawda? :)

      Usuń

Winter is coming... Tym razem w komiksie.

Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...