18 sierpnia 2011

Dickensomania, czyli jak zrujnować sobie życie przy pomocy książek

I dla mnie przyszedł czas wakacji oraz, niestety, powrotu z urlopu - to wytłumaczenie za ostatnią nieobecność na blogu i brak odpowiedzi na Wasze komentarze (już nadrobiłam). Nie zdążyłam o tym wspomnieć przed wyjazdem, ale teraz już jestem i na dobry początek dodaję zaległą przedwyjazdową notkę. (Wstyd przyznać, ale z kilku zabranych ze sobą książek nie przeczytałam żadnej - nie było czasu.)

 Pan Dick, czyli dziesiąta książka Jeana-Pierre'a Ohla to pean na cześć Dickensa, książka o książkach, o umiłowaniu słowa pisanego, które może doprowadzić jednostkę do szaleństwa. Skojarzenia, jakie miałam podczas czytania to Klub Dumas Artura Pereza-Reverte i Przekład Pablo Santisa. Przede wszystkim jest to jednak książka o Dickensie pisana "dickensem" - autor zdumiewająco dobrze podrabia styl mistrza i jego sposób budowania dziwacznych postaci. Dopiero po paru stronach, kiedy pojawiły się wynalazki techniki, zorientowałam się, że akcja rozgrywa się współcześnie, bo sposób opisu idealnie pasował do powieści "kostiumowych".

Myślę, że reklamowanie tej pozycji jako kryminału może jej zrobić dużą krzywdę. Dla mnie wątek rozwiązywania zagadki (bo jest takowa) jest w niej zupełnie poboczny. 

Francois Daumal, osierocone dziecko (jak z Dickensa) poznaje za młodu powieści Dickensa i zostaje nimi najpierw zauroczony, a potem opętany. Na studiach spotyka Michela Mangematina - odtąd swojego jedynego przyjaciela i największego wroga, który to opętanie podziela. To, co ich najbardziej dręczy to sekret ostatniej nieukończonej powieści Dickensa "Tajemnica Edwina Drooda". Starzejący się Dickens, coraz częściej atakowany przez krytyków, postanowił odświeżyć swoją literaturę i sięgnął do młodego gatunku, w którym sukcesy zaczął właśnie odnosić Wilkie Collins - kryminału. Niestety śmierć przerwała pracę nad książką i czytelnicy już nigdy nie mieli się dowiedzieć, jakie miało być rozwiązanie kryminalnej intrygi.

Wszystkie możliwe rozwiązania Tajemnicy Edwina Drooda (...) zostały już wymyślone i przedstawione. Dla kilku genialnych  dyletantów - Conan Doyle'a, Shawa, Chestertona - była to rozrywka, pozwalająca im oderwać się od poważnej pracy, lecz dla innych, nauczycieli gimnazjalnych, niewydarzonych dziennikarzy, egzegetów nicości, śledczych niesprawdzalnego - było to dzieło życia (s. 89)

Współczesna akcja powieści przeplatana jest fragmentami pamiętnika niejakiego Evariste'a Borela, żyjącego w XIX w. - ponoć jedynej osoby, której Dickens zdradził rozwiązanie.

O bibliotece Dickensa ( i chyba także mojej) (s. 160):
Biblioteka samouka, mało dbającego o dobry smak; biblioteka żarłocznego lecz bezładnego czytelnika, który pozostał wierny fascynacjom dzieciństwa.

Tajemnica rozwiązania intrygi ostatniej, nieukończonej powieści Dickensa - to fakt. Wielu literatów w rzeczywistości próbowało rozwiązać ten problem*. Śledztwo prowadzone w książce jest jednak fikcją, a poza tym, jak wspomniałam, nie jest tak naprawdę głównym wątkiem powieści. To książka o zatraceniu się w literaturze do tego stopnia, że przestaje się dostrzegać granicę między światem prawdziwym a zmyślonym.

Polecam przede wszystkim wielbicielom Dickensa (podejrzewam, że oni najbardziej docenią tę książkę), a także tym, którzy lubią książki o książkach.

O pisarzu jako bogu i bogu jako pisarzu (s. 293):
...istnieje tylko jeden pisarz, ten, który przemawia we wnętrzu naszych głów... Dla przykładu, widzisz te drzwi do toalety? Na razie za nimi nic nie ma... ale wyobraź sobie, że mam ochotę się wysikać... wyobraź sobie, że wstaję, idę do tych drzwi, przechodzę przez nie...W tej chwili on pospiesznie instaluje tam niebieskie kafelki, fajansowa umywalkę, elektryczną suszarkę do rąk... Może nawet doda faceta myjącego ręce... To on decyduje...

O sławie Dickensa w jego czasach (s. 25):
- To... nie do wiary! To znaczy, że... wszyscy ci ludzie czytali tego pańskiego Dickensa?
- Tylko ci, którzy umieją czytać. Pozostali zbierali się wieczorem dookoła bardziej wykształconego kolegi albo sąsiada i po prostu słuchali. Co miesiąc wyczekują następnego odcinka; w międzyczasie rozmawiają ze sobą o poprzednim... Dziś wieczór, jutro, w Melbourne, Los Angeles, Toronto setki tysięcy mężczyzn i kobiet będą czytać albo słuchać Dickensa... Kiedy statek z ostatnią częścią Magazynu osobliwości dotarł do Nowego Jorku doszło do zamieszek: wszyscy czekali na nabrzeżu, chcąc się dowiedzieć, czy mała Nell umrze, czy nie!

Dickens z córkami

Dickens o Henrym Jamesie (s. 237):

- To yorkshire! Literacki wyfiokowany yorkshire! Syntaksa robi mu za wszechświat! Uważa, że im bardziej zawiłe zdanie, tym subtelniejszym jest psychologiem...


* O "Tajemnicy Edwina Drooda" opowiada też książka Matthew Pearla "Zagadka Dickensa" (podobno, nie czytałam).

9 komentarzy:

  1. Uwielbiam klasykę, ale Dickensa nie mogę polubić.
    Starałam się jak mogłam.Oliwera Twista jakoś jeszcze zmordowałam, ale ,,Wielkie nadzieję,, okazały się dla mnie kaźnią :]
    Nie mam pojęcia dlaczego, ale styl autora wydaje mi się całkowicie rozwleczony :)
    No trudno, chyba nigdy się nim nie zafascynuję :)
    Temat książki o której piszesz bardzo mnie zainteresował, więc może ona mnie trochę do Dickensa przekona :]

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedronka - mnie bardzo się podobał "David Copperfield", natomiast przez "Wielkie nadzieje" brnęłam dłuuuuugo (ale przeczytałam - głównie dlatego, że byłam ciekawa, jak ma sie uwspółcześniona ekranizacja do oryginału). Całkiem natomiast pokonał mnie "Magazyn osobliwości", odłożyłam go z powrotem na półkę. Mój stosunek do Dickensa jest więc dość mieszany ;) W planach lektur obowiązkowych mam jeszcze Klub Pickwicka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również sięgnęłam po ,,Wielkie nadzieję,, ,aby porównać z wersją filmową(tą uwspółcześnioną).
    Niestety bardzo się zawiodłam ;]
    Czar prysł:]

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie też Dickens jakoś odstrasza. Próbowałam z "Davidem Copperfieldem" oraz z "Klubem Pickwicka", ale jakoś nie mogłam przez nie przebrnąć. Za to bardzo podobała mi się "Opowieść o dwóch miastach". Być może dlatego, że opowiada o czasach Wielkiej Rewolucji Francuskiej, które to czasy bardzo lubię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie "Wielkie nadzieje" były samą kwintesencją angielskiej powieści. Od tej książki zaczęłam zresztą przygodę z Dickensem :)

    Zaciekawiłaś mnie Panem Dickiem (jakkolwiek dwuznacznie ten tytuł brzmi ;) ). Z Twojego tekstu wynika, że sporo można dowiedzieć się o epoce i samym pisarzu, a takie rzeczy lubię. Dopisuję tytuł do listy marzeń ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedronka - heh, może w takim razie oglądanie tej ekranizacji przed lekturą jest niewskazane? Może bez niej nasz odbiór książki byłby zupełnie inny, gdybyśmy nie miały już sprecyzowanych oczekiwań.

    Balbina - a widzisz, czyli Dickens ma jednak powieść dla każdego. Jak nie jedna, to inna podpasuje ;) Zaciekawiłaś mnie tą rewolucją francuską, postaram się też sięgnąć.

    Maioofka - ja zaczęłam tradycyjnie, od Opowieści wigilijnej - jeszcze w szkole. A jeśli chodzi o kwintesencję angielskiej powieści, hmmm... może teraz odebrałabym tę książkę inaczej? Czytałam ją ponad 10 lat temu. Albo - jak pisałam wyżej - źle, że wcześniej obejrzałam uwspółcześnioną ekranizację.

    Jeśli chodzi o Dicka ;) (ten skrót jest wytłumaczony w powieści), może nie sporo, ale na pewno jest trochę ciekawostek, pozwalających głębiej wejrzeć w epokę Dickensa - i innych świetnych literatów tamtych czasów. A lepsi niż ja znawcy powieści Dickensa z pewnością wyłapią wiele smaczków i analogii, które mnie umknęły.

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię Dickensa i książki o nim, więc chętnie sięgnę gdy nadarzy się ku temu odpowiednia okazja.

    OdpowiedzUsuń
  8. O, czytałam to, zachęcona właśnie tym, że to "książka o książkach", uwielbiam ten nurt w literaturze.
    Też zwróciłam uwagę na to zatracenie, uzależnienie się od literatury, słowa.
    Więcej http://mcagnes.blogspot.com/search/label/Jean-Pierre%20Ohl

    OdpowiedzUsuń
  9. Agnes, rzeczywiście, doczytałam Twoja recenzję, bo jest jeszcze z czasów, kiedy dopiero poznawałam blogi książkowe :) Myślę, że obie się zgadzamy, co do tego, że chodzi raczej właśnie o to "zatracenie się" niż o zagadkę kryminalną.

    OdpowiedzUsuń

Winter is coming... Tym razem w komiksie.

Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...