20 lutego 2013

Do tego labiryntu nie wchodźcie! (Literatura na ekrany)

Tak, wiem, zaniedbuję bloga niemożliwie, ale sytuacja wygląda jak wygląda, czyli jak skrzyżowanie placu budowy z torem przeszkód. Remont trwa i końca przestałam już nawet wyglądać, bo i wierzyć w niego przestałam.Czy naprawdę istnieją mieszkania po których nie walają się worki z gipsem, klejem, zaprawą, pudła z kafelkami i płytkami podłogowymi, puszki z farbami, tony kartonowych pudeł (niemiłosiernie zapylonych) i kilometry zasypanej gruzem folii malarskiej? Niby widuję takie u znajomych, ale jakoś wierzyć mi się nie chce. Może oni to wszystko po prostu jakoś sprytnie chowają do szafek przed naszym przyjściem...

Udaje mi się czytać i to nawet ciekawe rzeczy, ale na pisanie już czasu brak, zresztą nieprzyzwoicie dużo go spędzam w internecie szukając fascynujących informacji z dziedzin budowlanych - jeśli kiedykolwiek sądziłam, że projektowanie wnętrz polega na doborze poduszek do koloru ścian, to już mnie życie z tego poglądu wyleczyło. Od dwóch miesięcy próbuję odpowiadać na pytania, gdzie chcę mieć rurkę, a gdzie kabelek i gniazdko, czując się zarazem boleśnie niekompetentna, a jednocześnie pod presją świadomości, że podjęte decyzje będą skutkować komfortem lub też jego brakiem przez kolejne lata.

A w temacie poniekąd książkowym:


Dwuodcinkowy miniserial na podstawie powieści Kate Mosse "Labirynt" to prawdopodobnie najgorsza ekranizacja, jaką obejrzałam w ostatnich latach i niniejszym oficjalnie jej NIE polecam. Żadnych zabaw w "sam zobacz i się przekonaj" nie zamierzam podejmować, film jest naprawdę fatalny i po prostu szkoda na niego czasu. Cały czas nie mogę się nadziwić, że zdzierżyłam tę produkcję do samego końca, mogę się wytłumaczyć tylko wyczerpaniem remontowym... Książka nie była arcydziełem - ot, takie czytadło, ale przyjemne i całkiem wciągające, zwłaszcza w swoim historycznym wątku.

Akcja i książki, i filmu rozgrywa się dwutorowo - współcześnie i w XIII wieku. Średniowieczna historia opowiada o krucjacie przeciwko katarom, których spora grupa mieszkała we francuskim mieście Carcassonne. Na pierwszy plan opowieści wysuwają się losy pięknej Alais i jej okrutnej siostry Oriane. W tle mamy trzy tajemnicze księgi i Świętego Graala.
Bohaterką współczesnego wątku jest Alice, która podczas wykopalisk natyka się na szkielety i zagadkowy pierścień - ściśle powiązane z wspomnianymi wydarzeniami sprzed kilkuset lat. Szybko okazuje się, że tajemnice sprzed lat są wiecznie żywe - a komuś bardzo zależy, by nie zostały ujawnione.

Klasyczny motyw dobrej i złej siostry - Alais i Oriane

Rozczochrani obrońcy Carcassone
W książce wątek historyczny wydawał mi się zdecydowanie ciekawszy i w filmie też wypadł lepiej. Niestety część współczesna zupełnie produkcję pogrążyła. Vanessa Kirby, która grała Alice, była ładną niebieskooką blondynką, w strojach nieco boho, w wysmakowanych błękitno-beżowych tonacjach kolorystycznych, pasujących do otoczenia i to by było na tyle, jeśli chodzi o jej wkład w kreowanie postaci. Minę miała tylko jedną, w wariacji na zamknięte i otwarte usta - Kristen Stewart mogłaby się od niej nauczyć, jak nie wyrazić mimiką absolutnie nic... Samej może nie udałoby się jej położyć całego filmu, ale miała mocne wsparcie ze strony scenarzysty. Udało mu się wydobyć z książki całą jej płytkość - sensu w wydarzeniach nie było za grosz, o ciągu przyczynowo-skutkowym nie wspominając, a złote myśli, które padały z ust bohaterów miałam chęć zapisywać, bo tyle komunałów naraz to się jednak rzadko słyszy.

Alice (Vanessa Kirby) zna tylko jedną minę
Nie będę się już dalej pastwić, wymieniając słabe strony filmu, bo trzeba mieć litość dla maluczkich. Dodam tylko, że finał godny był Monty Pythona i Świętego Graala i nie jest to komplement.
Nie oglądajcie.

I tylko Carcassone warto zobaczyć... Najlepiej na żywo
Labirynt / Labirynth, miniserial TV, reż. Christopher Smith, Niemcy, RPA, Wielka Brytania, 2012

16 komentarzy:

  1. "Labirynt" zaczelam czytac, ale cos mi przeszkodzilo. Teraz z przyjemnoscia nadrobie lekture przed zobaczeniem filmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka zdecydowanie przyjemniejsza niż film.

      Usuń
  2. No proszę! Książkę czytałam kilka lat temu i zdecydowanie dobrze wspominam tę lekturę. Szkoda, że ekranizacja "nie wyszła":)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę cierpliwości przy remoncie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba się nie przyłożyli ;)
      Dziękuję :)

      Usuń
  3. Zgodnie z sugestią do Labiryntu nie wejdę. Życzę cierpliwości i wiary, że remont się jednak skończy. Bo się skończy. Mi wprawdzie pozostały ślady po całym procesie. Nad sobą mam na przykład niewielką dziurę w suficie z przyciętym kabelkiem, gdzie miała być lampa, a jej nie ma, ale tak się już do niej przyzwyczaiłam, że przestałam zauważać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, choć w ten koniec to jakoś nie bardzo wierzę ;) Jak to, nie będzie worków gipsu i kartonów piętrowo poukładanych? Niemożliwe. Jeszcze miesiąc i chyba nawet przestanę zauważać ten chaos.
      Takie drobiazgi poremontowe zawsze zostają na długie lata. Na początku bardzo pilnowałam, żeby wszystko było zrobione od razu do końca, żeby żadnych prowizorek nie zostawiać, ale już mi przeszło. Teraz to bym tylko chciała móc przejść z pokoju do pokoju po linii prostej i skorzystać z innego mebla niż łóżko (wszystkie blaty i szafki zastawione po wierzchu i dookoła).

      Usuń
  4. A nie mówiłam!


    :)

    Taaaa... znamy niestety to cudowne uczucie mieszkania na placu budowy. Tylko - ku pokrzepieniu serca - dodam, że było to w odległych czasach, kiedy nie istniały supermarkety budowlane, kafelki (zwane w Krakowie flizami) kupowało się za dolary w Pewexie albo z ogłoszenia w gazecie, ciągle za ciężki pieniądz, brało się, co rzucili - dziś wszystko się zmieniło i tylko chyba fachowcy pozostali ci sami.

    (Przede mną ponowny remont łazienki - chyba się zabiję!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie supermarkety, to już byśmy chyba całkiem oszaleli. Tak to przynajmniej wszystko jest w jednym miejscu, nie trzeba ganiać od sklepu do sklepu, o zdobywaniu sposobem nie wspominając. Z drugiej strony - przynajmniej decyzje były prostsze, bo "brało się, co rzucili" ;) A ja teraz analizuję, czy na pewno trzeba było brać białe kafelki 20x25, a nie 30x33 albo 40x60 wręcz :D O trudniejszych elementach wyposażenia wnętrz nie wspominając.
      Remontu nie zazdroszczę, właśnie jestem świeżo po, a właściwie na etapie "jeszcze-wcale-nie-po", bo za kilka miesięcy będą przeciągać ciepłą wodę z wodociągu i nie opłacało się wszystkiego wykańczać.

      Usuń
  5. Anonimowy20.2.13

    A ja chyba jednak obejrzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No proszę, a książka taka fajna (bo mnie się bardzo podobała)... i tak popsuli film? No to nie obejrzę. O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, popsuli. Dziwne, bo książka w swoim czasie była bardzo szumnie promowana, a zekranizowali jakoś tak byle jak.

      Usuń
  7. Obejrzałam film, nie miałam wielkich oczekiwań to raz, zmęczona nieludzko byłam to dwa, może dlatego łyknęłam jak gęś tuczona. I żal mi było cały czas, że książki nie czytałam. Współczesny wątek faktycznie paszteciarski, ale 'stare' momenty jakoś nadrobiły. Nie uważam filmu za dobry, ale tak wieczorem do winka czemu nie? Dla odmiany, bo ostatnio jakieś ciężkie oglądaliśmy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba tylko ze względu na zmęczenie dociągnęłam do końca. Bo niby wiedziałam, że mi się nie podoba, ale wyłączyć nie miałam siły ;) Historyczna część w istocie nieco ratowała całość, ale i tak książka bez porównania lepsza.

      Usuń
  8. Uwielbiam seriale historyczne, ale ten sobie odpuszczę. Poza tym rozdrażniła mnie mina na zdjęciu tej całej Alice. A skoro miała tę samą minę przez dwa odcinki...
    Za to dziękuję za przybliżenie książki. Ogromnie zaciekawiła mnie tematyka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to właśnie ta mina towarzyszyła naszej bohaterce przez caluśki film...

      Usuń

Winter is coming... Tym razem w komiksie.

Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...